piątek, 23 października 2015

CZĘŚĆ II: Epilog

Każdy człowiek ma marzenia. Zaczynamy je mieć już od dziecka, kiedy pragniemy jakąś zabawkę. Najnowsza lalka Barbie, sikający bobas BabyBorn albo super-wielki tor wyścigowy dla autek. Mając zaledwie siedem lat, łatwiej spełnić te małe życzenia. Powiemy rodzicom, a możliwe ze dostaniemy upragnioną rzecz na święta albo urodziny. Może nawet niektórzy doczekiwali się ich bez jakiejś okazji? Dorastając, mamy już bardziej życiowe sprawy. Zakochać się, schudnąć, mieć dobre oceny... Każdy coś innego. Moim zdaniem, na pewno połowa Fangirl ma marzenie spotkać swojego idola. Jednak... czy to takie proste, jak pójście do sklepu i zakup zabawki z półki, których swoją drogą jest multum? Niekoniecznie. Jesteśmy w opowiadaniu o One Direction, jesteśmy w Polsce, gdzie nasz kochany zespół niestety jeszcze nie był. Zabawne, bo od paru miesięcy, przeszło mi zafascynowanie nimi. Przynajmniej tak myślałam, bo słysząc że Zayn odszedł byłam załamana jak każda fanka. Stara czy nowa - z tego się po prostu nie wyrasta, nie odchodzi.  Zawsze gdzieś w nas pozostaną wspomnienia po nich. Jeżeli teraz, w tym momencie ogłosiliby koncert w naszym kraju, to i tak błagałabym rodziców, żebym mogła jechać.

No właśnie... KAŻDY ma marzenia. I miała je również Holly.

Jako nastolatka, jako praktycznie dzieciak, marzyła by pojechać na ich koncert. I pojechała, bo los chciał, że mieszkała w Londynie, gdzie bardzo dużo występowali. Jak każda fanka miała swojego najbardziej ukochanego członka zespołu i był nim Harry. Chciała go spotkać, przytulić, porozmawiać...

Zanim zdążyła to zrobić to już... dorosła.

Mając zaledwie dziewiętnaście lat, skąd mogła wiedzieć, że za dwa, trzy lata, spotka tego chłopaka z loczkami, który całkowicie zawładnął jej sercem? Skąd mogła wiedzieć, że będzie pisać o nim artykuły, zaśpiewa z nim na karaoke, porozmawia z nim, przytuli go i... rozkocha w sobie? No nie wiedziała i gdyby ktoś powiedział jej to parę lat wcześniej, to pewnie wyśmiałaby go, ale mimo wszystko czuła podekscytowanie. Jednak gdyby wiedziała co się stanie, to znając życie jej losy stały by się całkiem inne...
Wyszło jak wyszło. Nie wiedziała co będzie i stało się. Chwilami była szczęśliwa, czasami płakała.. o rany, ile ona przez niego wylała łez. Zwłaszcza przez jego randki z Arianą. No bo kurde.. któraś z Was, patrzyłaby obojętnie, jak osoba którą kochacie, obściskiwała się z jakąś inną? Na pewno nie ja.
Życie z Harry'm, z pewnością pozbawiło jakiejkolwiek monotonności Holly. Zwłaszcza w tym momencie.

Musisz się oszczędzać, nie możesz się stresować. Masz ogromną ochotę na popcorn, a kiedy przychodzisz z gotową przekąską, dowiadujesz się, ze Twój narzeczony, ojciec Waszego dziecka, nie żyje. Zaczynasz rodzić...

Całe szczęście panna White nie była sama w domu i razem z przyjaciółmi bezpiecznie, może niekoniecznie szczęśliwie, dojechała do szpitala. Nie wiedziała do końca czy płacze z okropnego bólu porodowego, czy może są to łzy smutku, po stracie swojego ukochanego. Chyba obydwie opcje, sprawdzały się w tym momencie najlepiej. Będąc już na porodówce, mając obok siebie miłą położną i przyjaciółkę, musiała urodzić. Jednak nie tak wyobrażała sobie ten pieprzony dzień, który miał być najlepszym momentem w jej pieprzonym życiu. Obok miał stać Harry, miał ja wspierać, dzielnie walcząc, żeby choćby na chwilkę nie zemdleć, ale co spoglądała na lewą stronę, widziała tam tylko Alex. Nikogo więcej nie chcieli wpuścić, a Hazz, mógł tam stać tylko jej oczami wyobraźni. Jako duch. 
Zaczęła słabnąć, nie mogła już przeć i wielkie poruszenie zapanowało na sali. To jednak musiało być cesarskie cięcie. 
- Dalej, dalej! Bo ją stracimy! - jak przez mgłę słyszała krzyki lekarza. Może umierała, bo już nie mogła? Umierała, bo przerosło ją życie, odpowiedzialność? Samotna odpowiedzialność... 
Ostatnimi siłami otworzyła powieki. Nad sobą widziała pielęgniarkę, która pocieszająco uśmiechała się do niej i coś mówiła. Nie słyszała co, zdążyła zarejestrować jedynie że zakładała jej maskę do śpiączki. Żeby mogła zapaść w głęboki sen. Może nawet zbyt głęboki? Odpływała na tyle, że słyszała głośniejsze krzyki. Nie umiała rozróżnić poszczególnych słów, ale słyszała. Zamglonym spojrzeniem, obserwowała sufit, a oczy przymykały jej się coraz bardziej. Już prawie zamknęły jej się do końca kiedy usłyszała płacz. Głośny, oznajmujący wszystkim, że coś się dzieje. Darcy się dzieje. Holly uśmiechnęła się delikatnie i widziała jak położna odbiera od lekarza dziecko, żeby je umyć i oporządzić. Oczy stały się bardziej zamglone od łez, które zaraz gęstym strumieniami wydostały się z jej oczu. Bez żadnego szlochu czy krzyku rozpaczy. To była jedynie woda, a ona sama zaraz straciła kontaktowanie.

I wokół nastała całkowita ciemność i cisza...

Nie wszystko dzieje się tak jak chcemy. Niektórych historia kończy się szybciej, niektórych później. Zostawienie dziecka, wyczekiwanej Darcy bez rodziców, byłoby strzałem w samo serce dla dziewczynki, która teraz będzie rosła. Zwłaszcza, kiedy będzie chciała dowiedzieć się o swoich rodzicach. Tych prawdziwych - nie przybranych.
Na sali roznosiły się ciche dźwięki. Kompletnie niewyraźne, zlewające się ze sobą w całość. Spójną, jedną, niedającą rozróżnić ani jednego słowa. Czy los jednak chciał, żeby Holly samotnie męczyła się z poczuciem samotności? Miała rodzinę, miała przyjaciół... miała córkę, która może aż zbytnio będzie przypominać jej o zmarłym narzeczonym. Jednak była i będzie jej największym promyczkiem w sercu.
Czuła lekki uścisk. Trzymanie za rękę, modląc się w duchu, żeby ta słaba chudzinka się obudziła. To pewnie jej matka. Pragnie tylko, aby jej najukochańsza, jedyna córeczka odzyskała świadomość, spojrzała na świat i jasną od porannego, zimowego słońca salę. Jednak ona nie chciała otwierać oczu, żeby zobaczyć świat, który z idealnego zmienił się na żałosny. Ktoś wszedł do sali, stukot szpilek rozniósł się po pomieszczeniu i bez wątpienia mogła stwierdzić, że to Alex. Malutkie, niekontrolowane łezki wyleciały spod jej zmęczonych powiek, które po tej drzemce powinny być całkowicie wypoczęte. Powoli otworzyła oczy i spojrzała na biały sufit, który miała przed sobą. Uścisk na ręce bardziej się zacieśnił, ale nie tak mocno. Ta dłoń wydawała się być... taka inna. Nie wiedziała czy chce przywitać świat smutnym, zranionym spojrzeniem mamy, więc spojrzała na prawdą stronę, gdzie liczyła zobaczyć szeroki, pełen optymizmu uśmiech przyjaciółki, który chociaż troszeczkę podniósłby ją na duchu.
Myliła się, bo właśnie jej oczom ukazała się matka. Najwyraźniej z radością wpatrywała się, kiedy Holly przebudziła się, wkraczając w świat żywych. Czy ona wiedziała o śmierci Harry'ego?
Zmrużyła delikatnie oczy. Czyli to Alex siedziała ten cały czas obok niej? To cały czas ją słyszała, gdy do niej wypowiadała ciche, niezrozumiałe słowa? Odwróciła głowę w stronę przyjaciółki, ale zamarła. Nie umiała nic powiedzieć, po prostu łzy z jej oczu leciała większym strumieniem.
- Ty żyjesz? - zapytała cichutko, że nie była pewna czy osoba obok niej ją usłyszy. To nie była Alex. To nawet nie był jej ojciec. To był Harry. Cały i zdrowy.
- Tak kochanie. - przysunął zamkniętą w uścisku malutką dłoń Holly i ucałował jej wierzch. Dziewczyna skorzystała z okazji i wyjęła swoją rękę z dużej dłoni Styles'a żeby przejechać opuszkami palcy po jego policzku. Ot żeby sprawdzić czy rzeczywiście jest materialny, a nie wymysłem jej chorej wyobraźni. - Alex mi wszystko powiedziała. To nie był nasz lot. Przez głód Niall'a nie zdążyliśmy na niego. - wytłumaczył, a panna White w głębi duszy odetchnęła z ulgą. Pierwszy raz w życiu dziękowała nieskończonemu żołądkowi Horana.
- Tak się o ciebie martwiłam. - powiedziała przez łzy i pociągnęła nosem. - Myślałam że już straciłam cię na zawsze. - bo u niej w życiu nie zawsze musi być wszystko pięknie. Bardziej ciemniej, niż jaśniej. Może teraz los się wreszcie do niej uśmiechnie?
- Jestem tutaj, Holly. Jestem i zawsze będę. Kocham cię, mała. - lekko musnął jej czoło. Nie obchodziło ją, że leżała w szpitalu i ledwo co patrzy na oczy. Liczyło się teraz tylko to, że ma go przy sobie, osobę, która jest dla niej całym życiem. Osobę, która rzuciła na nią urok już bardzo dawno i którą szczerze, mocno kocha. I na pewno będzie kochać do końca.

~3 lata później~

Jako dziecko nie wierzyłam w bajki, które czytała mi moja mama. Nie wierzyłam nawet wtedy, kiedy sama je czytałam i czarno na białym miałam to napisane. Rodzicielka tego nie wymyślała i jako mała dziewczynka zaczynałam przypuszczać, że może żyją księżniczki, że żyje książę, a razem z nim szczęśliwe życie. Gromadka dzieci? Nie, to nie dla mnie. - tak zawsze myślałam. Nawet nigdy nie chciałam mieć ani jednego malucha. A teraz? Czytam bajki. Tak właśnie, te bajki, które były dla mnie kompletną fikcją. O nie, ale nie czytam ich sobie! Codziennie wieczorem, moja, już nie taka malutka, córeczka wybiera sobie bajeczkę i czytamy ją razem. 
Teraz siedzę na tarasie naszego domku i przyglądam się jak Darcy biega razem ze swoim kuzynem od Jasona i Emily oraz synkiem Alex i Niall'a. Tak, udało im się postarać o swojego własnego malucha! Wpatrywałam się w piękną, letnią scenerię na ogródku, dopóki nie poczułam czyjejś ręki na moim udzie, która automatycznie przywołała mnie do znajomych, z którymi siedziałam przy stole. Spojrzałam na dłoń i powędrowałam po ręce obleczonej tatuażami do zielonych oczu mojego męża. Jesteśmy już małżeństwem od dwóch lat i wręcz czułam, jak nasza miłość coraz bardziej kwitnie. Uśmiechnęłam się delikatnie i wręcz nie mogłam się powstrzymać, żeby nie złożyć na jego ustach krótkiego pocałunku. 

Czy żałowałam tego, co wydarzyło się jeszcze parę lat temu? W latach, które bez skrupułów mogę nazwać swoją młodością? Zdecydowanie nie żałuję. 
Czy jestem szczęśliwa? Zdecydowanie tak. 

Codziennie na nowo odnajduje swoje szczęście z moim przyszłym synkiem, który już piąty miesiąc siedzi u mnie w brzuchu oraz z moją radosną córeczką. No i z Harry'm, którego kocham ponad życie. 

Magia ponoć nie istnieje. Jednak ja znalazłam swój własny czar, który już nigdy mnie nie opuści. 


KONIEC

____________________________________

Tak, to już koniec. Tym sposobem dobrnęliśmy do końca historii Holly i Harry'ego. Przyznam się szczerze, że najbardziej się poryczałam pisząc słowo "koniec". W końcu całe opowiadanie trwało prawie dwa lata! 

Za nami bardzo długo dystans i bardzo chciałam podziękować każdej osobie, która tutaj była oraz nadal jest. Chcę wam pogratulować niesamowitej cierpliwości, bo zdaję sobie sprawę, że z ostatnimi rozdziałami nie było najlepiej. Teraz jednak udało mi się skończyć epilog i jestem niesamowicie zachwycona tym faktem! :) 

Napiszę tutaj, już po raz ostatni, kluczowe zdanie - mam nadzieję, że rozdział, jak i całe opowiadanie, podobało wam się oraz że nie zawiodłam waszych wyobrażeń aż tak bardzo. Chciałam, żeby ten ostatni, wzbudził w was uczucia, które akurat ja bardzo lubię - smutek, przeżywany wraz z główną postacią. Czy mi się to udało? O tym możecie napisać mi w komentarzach :)

Nie będę was zanudzać dalej notatką autorską, chociaż z chęcią rozpisałabym się Wam o wiele bardziej. Na koniec chciałabym jednak zrobić krótkie podsumowanie: 

łączna liczba wyświetleń: 37 633
post z największą liczbą wyświetleń (4 899): rozdział 31 (pierwsza część)
łączna ilość komentarzy: 199

Jest mi ogromnie miło, widzieć takie duże liczby. Trzeciej części z góry mówię nie będzie, i zdania na pewno nie zmienię. A czy zobaczymy się jeszcze w jakiś opowiadaniu? To czas pokaże, ale na pewno was o tym poinformuje! Chętnych zapraszam do śledzenia mojego profilu na Wattpadzie - bambus99 *klik* 

Jak na razie mówię Wam do widzenia. Mam nadzieję, że do napisania! <3 

1 komentarz:

  1. O mój Boże!! To już koniec! :'( Jest mi z tego powodu baaaaardzo smutnooo...
    Ale cieszę się, że skończyło się wszystko szczęśliwie...:)
    Tak wiec do napisania!! :D

    OdpowiedzUsuń