piątek, 23 października 2015

CZĘŚĆ II: Epilog

Każdy człowiek ma marzenia. Zaczynamy je mieć już od dziecka, kiedy pragniemy jakąś zabawkę. Najnowsza lalka Barbie, sikający bobas BabyBorn albo super-wielki tor wyścigowy dla autek. Mając zaledwie siedem lat, łatwiej spełnić te małe życzenia. Powiemy rodzicom, a możliwe ze dostaniemy upragnioną rzecz na święta albo urodziny. Może nawet niektórzy doczekiwali się ich bez jakiejś okazji? Dorastając, mamy już bardziej życiowe sprawy. Zakochać się, schudnąć, mieć dobre oceny... Każdy coś innego. Moim zdaniem, na pewno połowa Fangirl ma marzenie spotkać swojego idola. Jednak... czy to takie proste, jak pójście do sklepu i zakup zabawki z półki, których swoją drogą jest multum? Niekoniecznie. Jesteśmy w opowiadaniu o One Direction, jesteśmy w Polsce, gdzie nasz kochany zespół niestety jeszcze nie był. Zabawne, bo od paru miesięcy, przeszło mi zafascynowanie nimi. Przynajmniej tak myślałam, bo słysząc że Zayn odszedł byłam załamana jak każda fanka. Stara czy nowa - z tego się po prostu nie wyrasta, nie odchodzi.  Zawsze gdzieś w nas pozostaną wspomnienia po nich. Jeżeli teraz, w tym momencie ogłosiliby koncert w naszym kraju, to i tak błagałabym rodziców, żebym mogła jechać.

No właśnie... KAŻDY ma marzenia. I miała je również Holly.

Jako nastolatka, jako praktycznie dzieciak, marzyła by pojechać na ich koncert. I pojechała, bo los chciał, że mieszkała w Londynie, gdzie bardzo dużo występowali. Jak każda fanka miała swojego najbardziej ukochanego członka zespołu i był nim Harry. Chciała go spotkać, przytulić, porozmawiać...

Zanim zdążyła to zrobić to już... dorosła.

Mając zaledwie dziewiętnaście lat, skąd mogła wiedzieć, że za dwa, trzy lata, spotka tego chłopaka z loczkami, który całkowicie zawładnął jej sercem? Skąd mogła wiedzieć, że będzie pisać o nim artykuły, zaśpiewa z nim na karaoke, porozmawia z nim, przytuli go i... rozkocha w sobie? No nie wiedziała i gdyby ktoś powiedział jej to parę lat wcześniej, to pewnie wyśmiałaby go, ale mimo wszystko czuła podekscytowanie. Jednak gdyby wiedziała co się stanie, to znając życie jej losy stały by się całkiem inne...
Wyszło jak wyszło. Nie wiedziała co będzie i stało się. Chwilami była szczęśliwa, czasami płakała.. o rany, ile ona przez niego wylała łez. Zwłaszcza przez jego randki z Arianą. No bo kurde.. któraś z Was, patrzyłaby obojętnie, jak osoba którą kochacie, obściskiwała się z jakąś inną? Na pewno nie ja.
Życie z Harry'm, z pewnością pozbawiło jakiejkolwiek monotonności Holly. Zwłaszcza w tym momencie.

Musisz się oszczędzać, nie możesz się stresować. Masz ogromną ochotę na popcorn, a kiedy przychodzisz z gotową przekąską, dowiadujesz się, ze Twój narzeczony, ojciec Waszego dziecka, nie żyje. Zaczynasz rodzić...

Całe szczęście panna White nie była sama w domu i razem z przyjaciółmi bezpiecznie, może niekoniecznie szczęśliwie, dojechała do szpitala. Nie wiedziała do końca czy płacze z okropnego bólu porodowego, czy może są to łzy smutku, po stracie swojego ukochanego. Chyba obydwie opcje, sprawdzały się w tym momencie najlepiej. Będąc już na porodówce, mając obok siebie miłą położną i przyjaciółkę, musiała urodzić. Jednak nie tak wyobrażała sobie ten pieprzony dzień, który miał być najlepszym momentem w jej pieprzonym życiu. Obok miał stać Harry, miał ja wspierać, dzielnie walcząc, żeby choćby na chwilkę nie zemdleć, ale co spoglądała na lewą stronę, widziała tam tylko Alex. Nikogo więcej nie chcieli wpuścić, a Hazz, mógł tam stać tylko jej oczami wyobraźni. Jako duch. 
Zaczęła słabnąć, nie mogła już przeć i wielkie poruszenie zapanowało na sali. To jednak musiało być cesarskie cięcie. 
- Dalej, dalej! Bo ją stracimy! - jak przez mgłę słyszała krzyki lekarza. Może umierała, bo już nie mogła? Umierała, bo przerosło ją życie, odpowiedzialność? Samotna odpowiedzialność... 
Ostatnimi siłami otworzyła powieki. Nad sobą widziała pielęgniarkę, która pocieszająco uśmiechała się do niej i coś mówiła. Nie słyszała co, zdążyła zarejestrować jedynie że zakładała jej maskę do śpiączki. Żeby mogła zapaść w głęboki sen. Może nawet zbyt głęboki? Odpływała na tyle, że słyszała głośniejsze krzyki. Nie umiała rozróżnić poszczególnych słów, ale słyszała. Zamglonym spojrzeniem, obserwowała sufit, a oczy przymykały jej się coraz bardziej. Już prawie zamknęły jej się do końca kiedy usłyszała płacz. Głośny, oznajmujący wszystkim, że coś się dzieje. Darcy się dzieje. Holly uśmiechnęła się delikatnie i widziała jak położna odbiera od lekarza dziecko, żeby je umyć i oporządzić. Oczy stały się bardziej zamglone od łez, które zaraz gęstym strumieniami wydostały się z jej oczu. Bez żadnego szlochu czy krzyku rozpaczy. To była jedynie woda, a ona sama zaraz straciła kontaktowanie.

I wokół nastała całkowita ciemność i cisza...

Nie wszystko dzieje się tak jak chcemy. Niektórych historia kończy się szybciej, niektórych później. Zostawienie dziecka, wyczekiwanej Darcy bez rodziców, byłoby strzałem w samo serce dla dziewczynki, która teraz będzie rosła. Zwłaszcza, kiedy będzie chciała dowiedzieć się o swoich rodzicach. Tych prawdziwych - nie przybranych.
Na sali roznosiły się ciche dźwięki. Kompletnie niewyraźne, zlewające się ze sobą w całość. Spójną, jedną, niedającą rozróżnić ani jednego słowa. Czy los jednak chciał, żeby Holly samotnie męczyła się z poczuciem samotności? Miała rodzinę, miała przyjaciół... miała córkę, która może aż zbytnio będzie przypominać jej o zmarłym narzeczonym. Jednak była i będzie jej największym promyczkiem w sercu.
Czuła lekki uścisk. Trzymanie za rękę, modląc się w duchu, żeby ta słaba chudzinka się obudziła. To pewnie jej matka. Pragnie tylko, aby jej najukochańsza, jedyna córeczka odzyskała świadomość, spojrzała na świat i jasną od porannego, zimowego słońca salę. Jednak ona nie chciała otwierać oczu, żeby zobaczyć świat, który z idealnego zmienił się na żałosny. Ktoś wszedł do sali, stukot szpilek rozniósł się po pomieszczeniu i bez wątpienia mogła stwierdzić, że to Alex. Malutkie, niekontrolowane łezki wyleciały spod jej zmęczonych powiek, które po tej drzemce powinny być całkowicie wypoczęte. Powoli otworzyła oczy i spojrzała na biały sufit, który miała przed sobą. Uścisk na ręce bardziej się zacieśnił, ale nie tak mocno. Ta dłoń wydawała się być... taka inna. Nie wiedziała czy chce przywitać świat smutnym, zranionym spojrzeniem mamy, więc spojrzała na prawdą stronę, gdzie liczyła zobaczyć szeroki, pełen optymizmu uśmiech przyjaciółki, który chociaż troszeczkę podniósłby ją na duchu.
Myliła się, bo właśnie jej oczom ukazała się matka. Najwyraźniej z radością wpatrywała się, kiedy Holly przebudziła się, wkraczając w świat żywych. Czy ona wiedziała o śmierci Harry'ego?
Zmrużyła delikatnie oczy. Czyli to Alex siedziała ten cały czas obok niej? To cały czas ją słyszała, gdy do niej wypowiadała ciche, niezrozumiałe słowa? Odwróciła głowę w stronę przyjaciółki, ale zamarła. Nie umiała nic powiedzieć, po prostu łzy z jej oczu leciała większym strumieniem.
- Ty żyjesz? - zapytała cichutko, że nie była pewna czy osoba obok niej ją usłyszy. To nie była Alex. To nawet nie był jej ojciec. To był Harry. Cały i zdrowy.
- Tak kochanie. - przysunął zamkniętą w uścisku malutką dłoń Holly i ucałował jej wierzch. Dziewczyna skorzystała z okazji i wyjęła swoją rękę z dużej dłoni Styles'a żeby przejechać opuszkami palcy po jego policzku. Ot żeby sprawdzić czy rzeczywiście jest materialny, a nie wymysłem jej chorej wyobraźni. - Alex mi wszystko powiedziała. To nie był nasz lot. Przez głód Niall'a nie zdążyliśmy na niego. - wytłumaczył, a panna White w głębi duszy odetchnęła z ulgą. Pierwszy raz w życiu dziękowała nieskończonemu żołądkowi Horana.
- Tak się o ciebie martwiłam. - powiedziała przez łzy i pociągnęła nosem. - Myślałam że już straciłam cię na zawsze. - bo u niej w życiu nie zawsze musi być wszystko pięknie. Bardziej ciemniej, niż jaśniej. Może teraz los się wreszcie do niej uśmiechnie?
- Jestem tutaj, Holly. Jestem i zawsze będę. Kocham cię, mała. - lekko musnął jej czoło. Nie obchodziło ją, że leżała w szpitalu i ledwo co patrzy na oczy. Liczyło się teraz tylko to, że ma go przy sobie, osobę, która jest dla niej całym życiem. Osobę, która rzuciła na nią urok już bardzo dawno i którą szczerze, mocno kocha. I na pewno będzie kochać do końca.

~3 lata później~

Jako dziecko nie wierzyłam w bajki, które czytała mi moja mama. Nie wierzyłam nawet wtedy, kiedy sama je czytałam i czarno na białym miałam to napisane. Rodzicielka tego nie wymyślała i jako mała dziewczynka zaczynałam przypuszczać, że może żyją księżniczki, że żyje książę, a razem z nim szczęśliwe życie. Gromadka dzieci? Nie, to nie dla mnie. - tak zawsze myślałam. Nawet nigdy nie chciałam mieć ani jednego malucha. A teraz? Czytam bajki. Tak właśnie, te bajki, które były dla mnie kompletną fikcją. O nie, ale nie czytam ich sobie! Codziennie wieczorem, moja, już nie taka malutka, córeczka wybiera sobie bajeczkę i czytamy ją razem. 
Teraz siedzę na tarasie naszego domku i przyglądam się jak Darcy biega razem ze swoim kuzynem od Jasona i Emily oraz synkiem Alex i Niall'a. Tak, udało im się postarać o swojego własnego malucha! Wpatrywałam się w piękną, letnią scenerię na ogródku, dopóki nie poczułam czyjejś ręki na moim udzie, która automatycznie przywołała mnie do znajomych, z którymi siedziałam przy stole. Spojrzałam na dłoń i powędrowałam po ręce obleczonej tatuażami do zielonych oczu mojego męża. Jesteśmy już małżeństwem od dwóch lat i wręcz czułam, jak nasza miłość coraz bardziej kwitnie. Uśmiechnęłam się delikatnie i wręcz nie mogłam się powstrzymać, żeby nie złożyć na jego ustach krótkiego pocałunku. 

Czy żałowałam tego, co wydarzyło się jeszcze parę lat temu? W latach, które bez skrupułów mogę nazwać swoją młodością? Zdecydowanie nie żałuję. 
Czy jestem szczęśliwa? Zdecydowanie tak. 

Codziennie na nowo odnajduje swoje szczęście z moim przyszłym synkiem, który już piąty miesiąc siedzi u mnie w brzuchu oraz z moją radosną córeczką. No i z Harry'm, którego kocham ponad życie. 

Magia ponoć nie istnieje. Jednak ja znalazłam swój własny czar, który już nigdy mnie nie opuści. 


KONIEC

____________________________________

Tak, to już koniec. Tym sposobem dobrnęliśmy do końca historii Holly i Harry'ego. Przyznam się szczerze, że najbardziej się poryczałam pisząc słowo "koniec". W końcu całe opowiadanie trwało prawie dwa lata! 

Za nami bardzo długo dystans i bardzo chciałam podziękować każdej osobie, która tutaj była oraz nadal jest. Chcę wam pogratulować niesamowitej cierpliwości, bo zdaję sobie sprawę, że z ostatnimi rozdziałami nie było najlepiej. Teraz jednak udało mi się skończyć epilog i jestem niesamowicie zachwycona tym faktem! :) 

Napiszę tutaj, już po raz ostatni, kluczowe zdanie - mam nadzieję, że rozdział, jak i całe opowiadanie, podobało wam się oraz że nie zawiodłam waszych wyobrażeń aż tak bardzo. Chciałam, żeby ten ostatni, wzbudził w was uczucia, które akurat ja bardzo lubię - smutek, przeżywany wraz z główną postacią. Czy mi się to udało? O tym możecie napisać mi w komentarzach :)

Nie będę was zanudzać dalej notatką autorską, chociaż z chęcią rozpisałabym się Wam o wiele bardziej. Na koniec chciałabym jednak zrobić krótkie podsumowanie: 

łączna liczba wyświetleń: 37 633
post z największą liczbą wyświetleń (4 899): rozdział 31 (pierwsza część)
łączna ilość komentarzy: 199

Jest mi ogromnie miło, widzieć takie duże liczby. Trzeciej części z góry mówię nie będzie, i zdania na pewno nie zmienię. A czy zobaczymy się jeszcze w jakiś opowiadaniu? To czas pokaże, ale na pewno was o tym poinformuje! Chętnych zapraszam do śledzenia mojego profilu na Wattpadzie - bambus99 *klik* 

Jak na razie mówię Wam do widzenia. Mam nadzieję, że do napisania! <3 

piątek, 7 sierpnia 2015

CZĘŚĆ II: Rozdział 19

`POV Holly

- Kupujesz to? - zapytała Alex, patrząc na mnie i unosząc delikatnie brwi. Starała się mieć typową, poważną twarz, czyli rzecz jasna taką, jaką powinno się zachować, podczas za iście poważnych rozmowach finansowych. 
- Może tak, a może nie.. - powiedziałam, wzruszając bezradnie ramionami, patrząc na rozłożoną przed nami planszę od Monopola. Stałam właśnie na jednej z najbardziej opłacalnych parcel, ale i tak, kiedy patrzyłam na swój budżet, to miałam niezły ból dupy. Oh, proszę, niech ktoś mi da tą specjalną maść. Chociaż jeżeli staną na mojej ziemi, to mi się to zwróci... zwłaszcza z hotelem. Takie tam parę tysięcy. Tak, z hotelem zwróci mi się to dwa, jak i nie więcej, razy bardziej!
- Holls, przypominam, że zostało Ci na zdecydowanie jeszcze tylko piętnaście sekund. - dodał Mike, który postanowił do nas przyjść i uciąć z nami przyjacielska partyjkę tej gry. 
- No dobra! - wyrzuciłam ręce w geście kapitulacji. - Biorę! Będziecie kwiczeć i ryczeć, jak staniecie na tej parceli. - Tytuł milionera jest w moich rękach! - zatarłam dłonie uradowana, pewna swojego zwycięstwa. Przyjaciele spojrzeli na mnie spod byka, a ja, jako że pełniłam odpowiedzialną rolę bankiera, wzięłam sobie odpowiednią kartę oraz zapłaciłam za swoją nową posesję. Od razu postawiłam na działeczce dwa domki za 150$. Jak szaleć, to szaleć, no nie? 
Już po kilku rzutach, kiedy Michael zbliżał się ku startowi, akurat wyrzucił nie odpowiednią ilość oczek, bo na moje szczęście, a jego nieszczęście, stanął na przeze mnie kupionej wcześniej parceli. Wstałam uradowana, wyrzucając zadowolona z siebie ręce w górę. 
- A nie mówiłam? Dawaj kasę! - wyszczerzyłam się, a przyjaciel w żartobliwym geście zbeształ mnie wzrokiem. No na razie mamona jak najbardziej się jego trzymała. No, aż do teraz, bo musiał dać mi sporą sumkę, za wtargnięcie na "mój teren". Tak to w końcu jest. Wzięłam zabawowe pieniądze od niego i rozłożyłam je na odpowiednie stosiki w moim małym portfelu na stole. 
- Życie jest niesprawiedliwe. - westchnął zrezygnowany jakby uważał tę całą sprawę za całkowicie prawdziwą. W sumie zawsze zachowywaliśmy się tak dziecinnie grając w Monopol. Jakbyśmy rzeczywiście byli prawdziwymi handlowcami, właścicielami ogromnych przedsiębiorstw i parcel, którzy zawzięcie ze sobą rywalizują. Miało to swoje uroki, bo z nikim innym, jak właśnie z nimi, nigdy nie grało mi się tak dobrze. Od dziecka uwielbiałam gry planszowe, ale z mojej rodziny mało kto chciał zawsze grać. Najczęściej w święta albo jakieś imprezy rodzinne, gdzie przychodziła reszta, bliskich mi dzieciaków. Wtedy nie było problemów z kompanami do zabaw. 
Ale tak grając, minęła nam kolejna godzina. Za cholerę nie mogłam trafić na równie wartościową ulicę obok mojej granatowej działeczki, co miłosiernie mnie denerwowało. Około 23 dostałam wiadomość na Messengerze od Harry'ego, że dolecieli już do Los Angeles. W tym samym czasie, ten podły człowiek odwrócił kawałek mojej uwagi od interesów, przez co nawet nie zauważyłam jak Mike stanął na wyczekiwanej przeze mnie parceli i ją... kupił. Uniosłam wzrok znak ekranu i odłożyłam na chwilę iPhona na bok, próbując ogarnąć, co się przez te parę sekund wydarzyło, aż wreszcie złączyłam fakty, co mi się bardzo nie spodobało. 
- Ej! To nie jest fair! - rzuciłam oburzona, wydymając dolna wargę i spoglądając spod byka na przyjaciela. 
- Teraz jak staniecie na mojej działce to będziecie ryczeć i kwiczeć! - powiedział przedrzeźniając mnie i śmiejąc się diabolicznie. Wymieniłam z Alex zaniepokojone spojrzenie, zaczynając podejrzewać, czy nasz kochany przyjaciel rzeczywiście nie jest jakimś szalonym naukowcem albo przy najmniej równie szalonym handlarzem. Nie wiadomo czego uczą na tym kierunku z fotografii! 
Po paru rundach wokół planszy, Alex odpadła, kompletnie wyczerpując swój budżet i również mocno zadłużając się w banku. Teraz zostałam tylko ja i Michael. Patrzyłam na niego badawczym spojrzeniem i nawet w niektórych momentach ignorowałam wibrujący obok mnie telefon. 
Teraz była moja kolej. 
Wzięłam do ręki dwie kostki i dmuchnęłam w garstkę, jakbym naprawdę myślała, że przyniesie mi to jakiekolwiek szczęście. Wyrzuciłam odpowiednią ilość oczek i po zaliczeniu ich, wyszło 10. 
1... 2... 3... 8... 9... 
Zawahałam się na chwilę, widząc jaka parcela jest przede mną. Szatyn patrzył tylko na mnie z uśmiechem satysfakcji, gestem zachęcając, abym ruszyła jeden krok do przodu. Westchnęłam zrezygnowana i postawiłam pionkową nogę na jego niebotycznie drogiej parceli z domkiem. 
- Nawet nie patrz ile jestem ci winna. - mruknęłam pod nosem i wzięłam leżące obok pieniądze, które w porównaniu do poprzednich stosików, były porozwalane w jedną górkę, i rzuciłam nimi w przyjaciela, który tylko rozłożył ręce na boki. Co prawda ten widok był zabawny. Wzięłyśmy jeszcze jego pieniądze i również zaczęłyśmy w niego nimi rzucać, śmiejąc się przy tym z tego idioty. 
- Mamy nowego króla monopolowego! - powiedziała radośnie Alex. 
- Ja liczę jeszcze na rewanż w tym tygodniu! - dodałam z szerokim uśmiechem. 
- Możesz być tego pewna! Z przyjemnością skopię ci tyłek po raz drugi. - wystawił język w moim kierunku, na co ja tylko wywróciłam oczami. Nieraz zachowywaliśmy się jak totalne dzieciaki. Co było dość zabawne, bo mnie też można było raczej wziąć za bachora niż ewentualną matkę, którą miałam już niedługo zostać. Zdawałam sobie z powagi tego miana, roli, ale czego można było ode mnie wymagać? Mam dwadzieścia jeden lat i jeszcze nie planowałam dzieci, za którymi swoją drogą nigdy szczególnie nie przepadałam. Jednak zostałam postawiona przed faktem, od którego uciec nie było wskazane, bo nawet gdyby, to nie miałam wyjścia, a usuwać nie miałam zamiaru. Poza tym, miałam wsparcie - miałam Harry'ego, który mimo przerażenia odpowiedzialnością, cieszył się cholernie, na myśl o Darcy. Chyba obydwoje powoli do tego dorastamy.
Przyjaciele opuścili mnie parę minut po północy. Znaczy Mike, bo jednak obiecał Chloe wrócić, do ich mieszkania na noc. Nigdy nie lubiła spać sama w domu i najwidoczniej nadal jej to nie przeszło. Proponowałam jej, żeby do nas przyjechała, ale niestety odmówiła, tłumacząc się, że jest zmęczona praktykami. Parę dni temu opowiadała mi, o nich. Cały dzień na zakurzonej, hałaśliwej budowie albo w zatłoczonych centrach, gdzie szukała mebli i materiałów do urządzenia wnętrz przyszłego domu klientów, swojego architektonicznego patrona. Była ewidentnie zmęczona, ale i tak opowiadając to, na kilometr widać od niej było pasję i zachwycenie nowym zajęciem.
Na szczęście Alex zgodziła się u mnie zostać. Od czasu kiedy nie mieszkamy już w trójkę, a każda z nas wyprowadziła się do swoich wybranków, spędzam z Alex, więc czasu niż kiedyś. Zawsze była mi bliska, ale to Chloe znałam od dziecka. Jednak ta dobrze znajoma mi blondynka, zaczęła się oddalać, a Alexandra coraz bliżej zaczynała mi towarzyszyć w życiu. Też kiedy nasi narzeczeni, wyjeżdżali na różne koncerty czy tego typu wywiady, zazwyczaj pomieszkiwałyśmy wtedy razem. Ot tak, żeby było raźniej. Tak więc nie poszłyśmy od razu spać. Przebrałyśmy się w piżamy i położyłyśmy się na łóżku w sypialni, żeby tak przed zaśnięciem, porozmawiać. Mimo pochłaniającego mnie snu, miałam ogromną chęć wygadania się przyjaciółce.
- Alex? - zapytałam, aby upewnić się, że nie śpi. W zamian otrzymała tylko niezrozumiałe mruknięcie, że cały czas utrzymuje kontakt z rzeczywistością. No nie wyglądało to tak zbytnio, ale wiedziałam, że mnie słucha. - Cholernie boję się porodu. Tym bardziej jak nadejdzie szybciej, a Harry'ego nie będzie w Londynie. - wypowiedziałam swoje obawy na głos. Obiecał mi, że to ostatni wyjazd na następne miesiące, które mieliśmy poświęcić naszej małej kruszynie, ale kto wie... wracał on dopiero za parę dni, a do tego czasu wszystko może się wydarzyć!
- Wiem, że się boisz. - powiedziała, przewracając się na bok, żeby być twarzą w moim kierunku. Kątem oka dostrzegłam, że nadal miała lekko przymknięte powieki. - To normalne, nie sądzisz? Nie wiesz, czego możesz się spodziewać. Zawsze mogą wyniknąć jakieś komplikacje lub stres, którego zdecydowanie nie powinnaś teraz praktykować. - powiedziała mądrze i też z kompletną szczerością, która była dla niej normalna. Wiedziała co mówi. Przecież w końcu sama była w ciąży. Też z tej racji, czasami dziwnie było mi się z tego zwierzać, bo gdyby nie jej matka, to możliwe że ona z Horanem również mieliby swojego małego skarba.
- Boję się o to właśnie, że najmniejsza pierdoła przekonana Darcy, że to pora aby już wyjść na świat. - westchnęłam.
- Teraz na pewno nie powinnaś się tym zamartwiać. Powinnaś mieć całkowicie oczyszczony umysł, a nie wprowadzać w niego co nowe teorie, które rzeczywiście powołają twoje obawy w życie.
Skwitowałam to tylko kolejnym westchnięciem, nie mając już kompletnie siły na kontynuowanie tego tematu. Czułam się w pewnym sensie wykończona psychicznie, jak i fizycznie, bo jednak dźwiganie takiego klocka na przodzie brzucha było nie lada wyczynem. Zdecydowanie za to mogłyby być jakieś medale, w końcu to nie lada dyscyplina!
I tak to pogrążona w jakiś głupkowatych, beznadziejnych, ciężarnych myślach, odpłynęłam w sen na dalekie wody, kompletnie zapominając o tym wszystkim i śniąc o zupełnie innym świecie.

`POV Harry

Od razu po wylądowaniu dałem znać Holly, tak jak prosiła. Kiedy przestała mi odpisywać, zaniepokoiłem się z lekka, ale po przeczytaniu wiadomości, że grają w Monopol, na moją twarz wpełznął mały uśmiech. Wiedziałem, że razem z moją narzeczoną jest Alex, ale mimo wcześniejszych uprzedzeń do Mike'a, cieszyłem się teraz, że znajduje się w jednym pomieszczeniu z dziewczynami. Przynajmniej byłem pewien, że jak obydwie wpadłyby w panikę, gdyby coś się (odpukać) stało, zawsze męska ręka jest na miejscu!
Po przyjechaniu do hotelu, od razu rzuciłem się na łóżko, gdzie momentalnie zasnąłem. Dopiero rano obudził mnie telefon, który uporczywie dawał sygnał, aby wstać i pójść się ogarnąć. Dzisiaj mieliśmy spotkanie z naszym wydawcą, który w ostatnim czasie niestety handluje tylko w Hollywood. Co prawda, miły zbieg okoliczności, że wywiad mieliśmy w Los Angeles, bo przy okazji mogliśmy załatwić sprawy dotyczące naszego nowego albumu.
- Rezygnuje. - powiedział nagle Zayn, kiedy już dojechaliśmy do siedziby wytwórni.
- Co? - nasza czwórka wręcz odezwała się chórem. Zacząłem w myślach tasować kalendarz, ale to nie był zdecydowanie pierwszy kwietnia. Nie mogłem zbytnio uwierzyć też w słowa przyjaciela, który zaskoczył wszystkich zebranych w tym pokoju.
- Ja już.. po prostu nie mogę. Wszyscy widzieliście, że ostatnio ze mną jest coraz gorzej. Mam dość ciągłego życia w trasie, a dodatkowo Harry za parę tygodni będzie ojcem. - wstał z miejsca i zaczął chodzić po pomieszczeniu.
- Malik, no właśnie, Styles będzie mieć dziecko, więc nie podejmuj pochopnie decyzji. Wasza piątka albo raczej czwórka, będzie miała czas na odpoczynek w tym czasie. Możecie pojechać do domów, zrelaksować się, byle przez ten czas pojawiać się na wywiadach w Anglii i nie robić wokół siebie szumu. - Higgins również powstał ze swojego siedzenia, a widać po nim było, że zaczyna się mocno stresować.
- Ale o to właśnie chodzi mi, Paul! - powiedział rozdrażniony mulat. - Cały czas nacisk, presja koncertów, nagrań, wywiadów, ja potrzebuje dłuższej przerwy, swobody, żeby samemu pokombinować, podziałać, ja mam po prostu dosyć napięcia i stresu, który ciągle mi towarzyszy. Psuje to nie tylko mnie, ale i również moje relacje z Perrie i rodziną! - podszedł do jakiegoś mężczyzny siedzącego pod ścianą, który posłusznie podał mu papiery, które Zayn zaraz rzucił na stół. - Przykro mi, chłopaki, ale ja tak dalej nie mogę. Już na naszym ostatnim koncercie podjąłem tą decyzję. Macie najlepszych fanów na świecie i obym wam tego tym odejściem nie zniszczył. - rzucił na odchodne i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając nas całkiem zbitych z tropu. Paul nerwowo rozmawiał z wydawcą, a my tylko strasznie rozkojarzeni patrzyliśmy po sobie, nie wiedząc co powiedzieć, co zrobić. To wszystko stało się tak szybko. Louis jako pierwszy sięgnął po rzucone przez Malika papiery i zaczął je przeglądać.
- Wymówienia ze wszystkiego. Odnośniki do umów, o odłączeniu się i porzuceniu kontraktu. - westchnął, znowu odkładając cały zbiór stron na stół.
W mojej głowie była tylko jedna myśl, że jesteśmy teraz na przegranej pozycji. Na wywiadach ciągle, któregoś z nas nie było, a teraz, kiedy już był zapowiedziany cały skład, okazuje się, że Zayn tak nagle, po prostu odchodzi. Prychnąłem pod nosem i wstałam z krzesła, udając się do drzwi. Byłem całkiem zestresowany i musiałem napić się chociaż kawy, której od rana mi brakowało.
- Styles! A gdzie ty się do cholery jasnej wybierasz?! - zawołał za mną Higgins, ale nie odpowiedziałem mu, tylko ruszyłem przed siebie, udając się do kafejki, żeby kupić mocną dawkę kofeiny.

*parę dni później*

`POV Holly

Te dni dłużyły mi się niemiłosiernie. Bardzo cieszyłam się, że Harry wreszcie wraca do domu, bo Alex chodziła do pracy, więc w dzień nie miałam nic do roboty oprócz robienia zadań na po feriach. Nadal starałam się być systematyczną studentką, donoszącą prace na określone terminy. Nie lubiłam niedomówień i sama nie cierpiałam, jak ktoś się z czymś spóźniał, więc uparcie pisałam prace przez cały okres ciąży. No, później może być gorzej, bo z Darcy na jednej ręce nie będę poprawiać wywiadów czy innych tekstów.
Tak, na kierunku dziennikarskim, poszłam bardziej w stronę edytorki różnych artykułów, opowiadań. To było coś, co bym ewentualnie mogła robić w dalszym życiu.
Dlatego też siedziałam dzisiaj w domu, umierając z nudów i ogarniając jeden tekst z laptopem na kolanach, żeby w razie jakichkolwiek niepewności utwierdzić swoje przekonanie w pisowni czy interpunkcji. Wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku. Jedynie uciążliwe było kopanie małej, które z dnia na dzień nasilało się coraz bardziej.
Wieczorem przyszła do mnie Alex i Mike, który wreszcie przyciągnął ze sobą Chloe. Nasza paczka była wreszcie w komplecie, a niedługo mój narzeczony miał wrócić do domu, co sprawiało, że byłam bardziej szczęśliwsza.
- Za ile masz ostateczny termin? - zapytała się blondynka.
- Niby za niecały miesiąc, ale wczoraj lekarz powiedział, że przez te mocne kopania może się okazać, że będzie trochę szybciej. - wzruszyłam lekko ramionami.
- Oszczędzanie stresowe?
- Dokładnie. - uśmiechnęłam się lekko, a Chloe odwzajemniła tym samym. Nie poznawałam jej, zrobiła się... spokojniejsza. To nie była już ta sama dziewczyna, z którą szukałam ślimaków po deszczu albo dokopywałam się do wnętrza piaskownicy. Teraz wydoroślała. I to bardzo po niej było widać.
Wstałam z kanapy, zgarniając swoją szklankę z blatu, aby dolać sobie wody. Kawy pić nie mogłam, a za herbatą nigdy wybitnie nie przepadałam, więc ostatnio głównie gustowałam w najtradycyjniejszym napoju. Spojrzałam na zegarek, uśmiechając się pod nosem, że tylko parę godzin mnie dzieliło od zobaczenia Loczka.
Wróciłam do salonu, przyłożyłam szklankę do ust, pociągając łyka wody i po drodze spoglądając na ekran. Jednak widząc wiadomość o rozbitym samolocie z Los Angeles do Londynu, naczynie z mojej dłoni wypadło na podłogę, rozbijając się z wielkim hukiem, a ciecz rozlała się na panelach. W brzuchu czułam jedynie wielkie skurcze. Spojrzałam w dół i byłam przekonana już sto procentowo...
Właśnie rodziłam, a mój narzeczony nie żył. 
_________________

Ile osób chce mi coś zrobić, za moją długą nieobecność i za koniec rozdziału? Dreszczyk emocji musi być, nawet na koniec! Tak, to ostatni rozdział Charm. Mimo tego haniebnego zaniedbania z mojej strony, to chce mi się płakać, eh.

Jako ostatni rozdział, planuję zrobić po prostu dłuższy epilog... co o tym myślicie? Czy podzielić to jeszcze na jeden, dodatkowy rozdział? Piszcie!

Na zakończenie, chyba mojej najkrótszej notki autorskiej w życiu, chcę was prosić o opinię, na temat tego opowiadanie i mam do was jedno z ostatnich pytań. Które wspomnienie, scena z całego opowiadania zapadła wam najbardziej w pamięci? Z chęcią poznam wasze odpowiedzi i z miłą przyjemnością poczytam ♥

Również jeżeli macie od mnie jakiekolwiek pytania, to możecie pisać w komentarzach, na pw, gdzie chcecie! Postaram się odpowiedzieć (jak oczywiście nie będą jednak zbytnio prywatne :"D )

♥ KOMENTUJCIE MISIE ♥

wtorek, 12 maja 2015

CZĘŚĆ II: Rozdział 18.

♥ Notka pod rozdziałem. Misie, proszę, przeczytajcie ♥

*tydzień później*

`Holly's POV

- Naprawdę musisz jechać? Teraz? - zapytałam z żalem, kiedy leżąc na łóżku, Harry pakował swoją walizkę na kilkudniowy wyjazd z chłopakami, w celu przeprowadzenia wywiadu. - Przecież widać w jakim jestem stanie! Niedługo będę rodzić, a jak coś szybciej pójdzie nie tak? - powiedziałam i wydęła dolną wargę.
- Dlatego masz się oszczędzać. - odparł, nachylając się nade mną i muskając delikatnie moje czoło. - Poza tym, będę cały czas pod telefonem, jak coś będzie nie tak, dzwoń, a najwyżej wrócę szybciej.
- Zayn nie raz nie był na wywiadach. Coś by się stało, gdybyś Ty raz nie pojechał? - zapytałam.
- Kochanie, to dla nas ważny wywiad i wypadałoby, żebyśmy byli całą piątką. - powiedział, uśmiechając się do mnie lekko. Mruknęłam coś cicho pod nosem i przymknęłam oczy, wzdychając. Położyłam dłonie na brzuchu, czując jak Darcy niemiłosiernie kopie. Chwilkę później materac obok mnie się ugiął i znalazłam się obok Harry'ego, który objął mnie ramieniem, przyciągając do siebie. Ułożyłam głowę na jego ramieniu, zabierając jedną dłoń z brzucha, a kładąc ją na klatce piersiowej mojego narzeczonego. Uniosłam głowę by spojrzeć na niego i akurat mi się przyglądał. Na jego ustach był mały uśmiech, co spowodowało, że również kąciki moich ust wygięły się ku górze. 
- Nawet nie wiesz jak nie chce żebyś wylatywał. - westchnęłam, przyglądając się jego przystojnej twarzy. Wiedziałam dobrze, że teraz wyjdę na kompletną zrzędę, ale była ostatnio tak pesymistycznie nastawiona do całego świata, że z chęcią nie wychodziłabym poza nasze mieszkanie. Chyba włącza mi się jakiś ukrywany w głębi mnie matczyny instynkt. Nie sądziłam, że tak szybko się u mnie on włączy. 
- Wiem, kochanie. - odpowiedział, muskając ponownie moje czoło. "Nie, nie wiesz." - odpowiedziała mu moja podświadomość, chociaż w głębi serca miałam uczucie, że wie, jak trudno mi go gdziekolwiek puszczać. Przez ostatnie wybryki Zayn'a, fanki troszkę się martwią i histeryzują co do losów zespołu, więc wcale aż tak się nie dziwiłam, że mają takie parcie na cały komplet. Lecą zrobić wywiad bo ważnego, popularnego programu, który nie dość, że będzie na żywo, to na dodatek parę razy dziennie będzie puszczany. 
Gdyby nie fakt, że podróż samolotem w obecnej chwili może być dla mnie niebezpieczna, to z chęcią poleciałabym z nimi. Tak dawno nie byłam w Los Angeles! Ostatnio na ślubie Jacksona. Byłam świadoma, że z pewnością niedługo będę musiała polecieć do rodzinny, bo już ostatnio dostałam telefoniczny ochrzan od jednej z ciotek. No cóż, tym razem przylecimy z naszym małym skarbem! 
Nawet nie zauważyłam, kiedy moje powieki stały się bardzo ciężkie, a ja chciałam tylko zasnąć. Wyrośnięta fasolka się już powoli uspokoiła, pozwalając mi powoli zapadać z sen. Wtuliłam się bardziej w bok Harry'ego, rozkoszując się jego obecnością, której będzie mi brakować przez kilka najbliższych dni. W końcu zasnęła, pokładając się w spokojnym śnie. 

*rano*

- Chcesz z nami jechać? - zapytał się mnie loczek, kiedy się ubierał, a ja siedziałam przy stole, mieszając swoją herbatę. Była szósta rano, a pomimo że byłam jeszcze strasznie zmęczona, to uparłam się że wstanę i pożegnam się normalnie, a nie na śpiąco. 
- Nie, nie będę pchała się przez te tłumy tam. Ciężarówka ma dzisiaj wolne w torowaniu drogi. - powiedziałam, śmiejąc się cicho. No tak, teraz czułam się jak taka jedna, wielka ciężarówka. Gdziekolwiek pójdę to mam wrażenie, że kogoś potrącę. Oczywiście w przenośni. No ale fakt faktem, że z takim dużym brzuchem w prawie dziewiątym miesiącu ciąży, trudno robić jakiekolwiek, większe manewry czy obroty. 
Harry tylko z niedowierzaniem pokręcił głową i pożegnał się ze mną. Jak mi go będzie brakować przez te parę dni. Tak jak przez całą moją ciążę był w domu, to akurat teraz zachciało się mu wyjeżdżać! Nie winiłam też go za to, bo w sumie miał rację. W zespole, ostatnimi czasy nie było zbyt kolorowo, więc z pewnością chcieli to wszystko naprawić. Ja nie mam zamiaru odbierać mu czegoś, co kocha, czegoś, na co poświęca się całym sercem i naprawdę lubi to robić. Dopóki będzie chciał śpiewać, ja mu tego zabraniać nie będę, tylko jak już to będę go dzielnie motywować! 
Po jego wyjściu położyłam się na kanapie, rozciągając się na niej i wlepiając wzrok w telewizor, bo kompletnie nie wiedziałam co robić, żeby nie być narażoną na szybszy poród. To chyba byłaby najgorsza rzecz, jaka mogłaby mnie spotkać na obecną chwilę. Zwłaszcza, że Hazz tylko przekroczył próg domu. 
Co w sumie pomimo wszystko jest również zabawne. Nie że wyjechał tylko jak ja bym zaczęła nagle rodzić. 
Jak na zawołanie poczułam lekkie kopnięcie. Karcąco popatrzyłam na brzuch i pokiwałam przecząco głową. 
- O nie, Darcy, nawet nie waż się stąd wychodzić do powrotu taty! - powiedziałam do swojej córeczki. 
Nadal w sumie ta myśl do mnie nie dociera, że za parę tygodni zostanę matką. Wow, nigdy nie przypuszczałam, że w wieku 22 lat zostanę mamą! Dość... młodo, to prawda, ale w sumie czym szybciej wejdę w ten czas pieluchowy, tym szybciej z niego wyjdę, a chyba żadne małe dziecko, nie chciałoby mieć za mamusie przewrażliwionej, starszej pani. 
Sięgnęłam ręka po telefon i wystukałam numer Alex, która z pewnością nie spała już, bo ona miała jechać z Niall'em na lotnisko. Odebrała po trzech sygnałach i w tle słyszałam, że najprawdopodobniej już siedzą w aucie, bo obok niej panował niezły gwar. 
- Nawet nie waż się mówić, że zaczęłaś rodzić. - powitała mnie w ten miły sposób, na co wywróciłam oczami, czego niestety nie mogła zobaczyć. 
- Ciebie też miło słyszeć, Alex. Nie mam zamiaru jak na razie rodzić, więc luzik. Dzwonię się spytać czy wracając nie chcesz przypadkiem odwiedzić swojej najukochańszej ciężarówki? 
- Słyszałam że ciężarówka ma dzisiaj wolne, ale z chęcią przyjadę do Holly. - powiedziałam i wręcz wiedziałam, że lekko uśmiecha się. 
- Oj, Al. Holly jest na urlopie. Powinna wrócić za niecały miesiąc. - zaśmiałam się. - To przyjeżdżaj i po drodze myśl nas szaloną, ale nie ryzykowną rozrywką. - dodałam, bo naprawdę miałam ochotę zrobić coś mega. Ta nuda w domu była już dołująca i z chęcią wyszłabym gdzieś, na imprezę albo na jakieś inne przyjęcie, ale i tak dopóki będę karmić, to pić nie będę mogła. Trudno, wyjście z domu to wyjście z domu. To jednak coś innego niż zaleganie z pośladkami na miejscu.
- Przyjadę jakoś w południe. Też mam wolne od zajęć. Rany od dzisiaj zaczynają mi się dwa tygodnie wolnego, rozumiesz to? - powiedziała szczęśliwa.
- To super. Szczerze, to nie mogę się doczekać, aż do was wrócę na uczelnie. Stęskniłam się za monotonnymi monologami pana Foster'a i nadmierną potliwością profesora Donatana. - stwierdziłam z całkowitą powagą, ale za chwilę szeroko się uśmiechnęłam, bo naprawdę, pomimo że Ci nauczyciele przez swoje zachowanie i wymagania wydają się najgorsi, to jednak oni mają najzabawniejsze wykłady. No przynajmniej miałam nadzieję, że nie zmieniło się to przez tę parę miesięcy.
- Donatan zmienił chyba dezodorant, bo jest zdecydowana poprawa! Serio albo to, albo poszedł na jakąś terapię, która zapobiega nadmiernemu poceniu. Wiesz, coś w stylu golenia laserowego, że pozbywa się włosów w połowie albo wcale. Jednak od niego po długim dniu nadal trochę czuć.
- I tak jest już dobrze jak na niego. - kiwnęłam lekko głową. - Dobra, to bądź jak najszybciej, bo mam ochotę na partyjkę Scrabble'i albo Monopol'a. Wiesz może czy Chloe jest dzisiaj szczególnie zajęta?
- Z tego co mi wiadomo to idzie na randkę z Mike'iem.
- Okay. Muszę też niedługo do niej zadzwonić, bo to aż straszne, że tak dawno nie gadałyśmy. - westchnęłam. Z niewiadomych dla mnie przyczyn nasz kontakt był.. fatalny. Podejrzewałam, że to może przez jej nowe towarzystwo. Już nie jesteśmy tą trójką przyjaciółek, które jakiś czas temu prze szczęśliwe latały po mieście i biorące udział w najdzikszych imprezach. Wszystko się zmieniło przez ten rok, a o wiele więcej uległo pogorszeniu w ostatnich miesiącach.
Jednak ani ja, ani Alex, nie miałyśmy zamiaru zmuszać jej do spędzania z nami czasu. Raz na jakiś czas, spotykałyśmy się w trójkę, ale to nie była już ta sama Chloe. Tego co się u niej głównie dzieje, dowiaduje się od Mike'a, z którym akurat kontakt mi się na szczęście nie zmienił. 
Porozmawiałam jeszcze chwilkę z przyjaciółką i po paru minutach rozłączyłyśmy się. Teraz zostało mi czekać na nią, żeby spędzić dzień w jej towarzystwie, co dla naszej dwójki wyjdzie najlepiej, bo i jej lokator i mój, wyjechał z domu. Może nawet przez te parę dni mogłaby się wprowadzić do mnie? W sumie zawsze raźniej! Poszłam do sypialni i położyłam się na łóżku, gdzie zasnęłam jeszcze na parę godzin.
________

Z góry przepraszam za trzecią osobę, jeżeli takowa się znajdzie.

+++

Ugh, wiem. Porażka. Nie będę nic więcej mówić tutaj na temat tego długiego przedziału czasowego od ostatniego rozdziału. Jak ktoś nie czytam to odsyłam tutaj *klik*

I witam was w piękny dzień, jakim jest pierwsza rocznica Charm! Tak, dzisiaj mamy 14-stego maja czyli dokładnie rok temu dodałam pierwszy rozdział mojego maleństwa. Rany, nie wierzę, że tak szybko zleciał ten czas.. Ogólnie opowiadanie miało być już skończone no ale no...

Wiem, że rozdział nie jest wybitnie szałowy, ale akcja, którą dopiero planuje, będzie się dopiero rozkręcać, już od następnego rozdziału i całkiem możliwe, że zacznie się już w jego końcówce :) To jeszcze zobaczymy.

Dalej nie mam was zamiaru zanudzać. Chcę was jeszcze raz, bardzo mocno przeprosić i mam nadzieję, że wytrwacie ze mną do końca, bo naprawdę zbliżamy się do niego wielkimi krokami! I jak widzicie mamy nowy szablon bloga! Uznałam, że to dobra pora na jakieś zmiany i mam nadzieję, że wam się spodoba. Co o nim myślicie? 

Również nie ustalam konkretnego terminy dodawania rozdziałów. 
Kiedy będzie, wtedy będzie, ale nie mam zamiaru robić już takich przerw. Stęskniłam się za pisaniem opowiadań i uciekaniem do świata bohaterów.

Mam do was prośbę.. Chciałabym, żeby każdy kto jeszcze czyta, zostawił komentarz. Kropkę, przecinek czy bardziej rozbudowany, obojętnie! Chcę zobaczyć, ile osób jest jeszcze z historią Holly i Harry'ego ♥

wtorek, 28 kwietnia 2015

Buuuu...

Hej wszystkim!

Dzisiaj weszłam na bloga i spotkałam się z komentarzem, że obiecałam iż dokończę to opowiadanie. Obiecałam tak? To to zrobię!
Nie chcę się tłumaczyć, bo tylko winni to robią, a ja akurat niczego nie zawiniłam. Przez ostatni czas miałam.. dużo na głowie.
Powiecie pewnie, że również macie od groma nauki i innnych spraw, ale jak widać akurat ja, nie mogłam pisać. W tym roku miałam testy, wychodzę z gimnazjum i oceny są dla mnie teraz mega ważne, żeby z tego wszystkiego nazbierała mi się wystarczająca ilość punktów.
Bez żadnego problemu, przyznam się, że nie miałam weny i nadal raczej nie mam. No ale co zrobię, jak nic nie zrobię? Przecież to nie moja wina, że nie wraca tak długo!

Wracając do rzeczy...

14 maja jest pierwsza rocznica Charm i uwierzcie mi, że pamiętam o niej. Pamiętam, że mam bloga i pamiętam, że obiecałam go dokończyć. Zrobiłam jego drugą część, bo nie umiałam się z nim rozstać. Jest to moje pierwsze opowiadanie i nie mam zamiaru go porzucać, bo czy kochająca matka porzuciłaby swoje dziecko? Raczej nie, więc i ja tak nie zrobię.

Chce was prosić tylko jeszcze o chwilę cierpliwości. Rozdział będzie niedługo, a w ostateczności na pewno w dniu rocznicy. Mam wszystko zaplanowane tylko to jest kwestia mojego składania zdań, bo nie chcę, żeby z ostatni rozdziałów wyszło jakieś totalne badziewie.

Otóż mówię - Charm nie jest ani zawieszony, ani z nim nie skończyłam, a rozdział będzie jakoś w przeciągu dwóch tygodni.

Mam nadzieję, że pomimo wszystko mogę liczyć na jeszcze parę gram waszej wyrozumiałości.

Autorka bez całkowitej weny,
Roksana xx