`POV Holly
- Kupujesz to? - zapytała Alex, patrząc na mnie i unosząc delikatnie brwi. Starała się mieć typową, poważną twarz, czyli rzecz jasna taką, jaką powinno się zachować, podczas za iście poważnych rozmowach finansowych.
- Może tak, a może nie.. - powiedziałam, wzruszając bezradnie ramionami, patrząc na rozłożoną przed nami planszę od Monopola. Stałam właśnie na jednej z najbardziej opłacalnych parcel, ale i tak, kiedy patrzyłam na swój budżet, to miałam niezły ból dupy. Oh, proszę, niech ktoś mi da tą specjalną maść. Chociaż jeżeli staną na mojej ziemi, to mi się to zwróci... zwłaszcza z hotelem. Takie tam parę tysięcy. Tak, z hotelem zwróci mi się to dwa, jak i nie więcej, razy bardziej!
- Holls, przypominam, że zostało Ci na zdecydowanie jeszcze tylko piętnaście sekund. - dodał Mike, który postanowił do nas przyjść i uciąć z nami przyjacielska partyjkę tej gry.
- No dobra! - wyrzuciłam ręce w geście kapitulacji. - Biorę! Będziecie kwiczeć i ryczeć, jak staniecie na tej parceli. - Tytuł milionera jest w moich rękach! - zatarłam dłonie uradowana, pewna swojego zwycięstwa. Przyjaciele spojrzeli na mnie spod byka, a ja, jako że pełniłam odpowiedzialną rolę bankiera, wzięłam sobie odpowiednią kartę oraz zapłaciłam za swoją nową posesję. Od razu postawiłam na działeczce dwa domki za 150$. Jak szaleć, to szaleć, no nie?
Już po kilku rzutach, kiedy Michael zbliżał się ku startowi, akurat wyrzucił nie odpowiednią ilość oczek, bo na moje szczęście, a jego nieszczęście, stanął na przeze mnie kupionej wcześniej parceli. Wstałam uradowana, wyrzucając zadowolona z siebie ręce w górę.
- A nie mówiłam? Dawaj kasę! - wyszczerzyłam się, a przyjaciel w żartobliwym geście zbeształ mnie wzrokiem. No na razie mamona jak najbardziej się jego trzymała. No, aż do teraz, bo musiał dać mi sporą sumkę, za wtargnięcie na "mój teren". Tak to w końcu jest. Wzięłam zabawowe pieniądze od niego i rozłożyłam je na odpowiednie stosiki w moim małym portfelu na stole.
- Życie jest niesprawiedliwe. - westchnął zrezygnowany jakby uważał tę całą sprawę za całkowicie prawdziwą. W sumie zawsze zachowywaliśmy się tak dziecinnie grając w Monopol. Jakbyśmy rzeczywiście byli prawdziwymi handlowcami, właścicielami ogromnych przedsiębiorstw i parcel, którzy zawzięcie ze sobą rywalizują. Miało to swoje uroki, bo z nikim innym, jak właśnie z nimi, nigdy nie grało mi się tak dobrze. Od dziecka uwielbiałam gry planszowe, ale z mojej rodziny mało kto chciał zawsze grać. Najczęściej w święta albo jakieś imprezy rodzinne, gdzie przychodziła reszta, bliskich mi dzieciaków. Wtedy nie było problemów z kompanami do zabaw.
Ale tak grając, minęła nam kolejna godzina. Za cholerę nie mogłam trafić na równie wartościową ulicę obok mojej granatowej działeczki, co miłosiernie mnie denerwowało. Około 23 dostałam wiadomość na Messengerze od Harry'ego, że dolecieli już do Los Angeles. W tym samym czasie, ten podły człowiek odwrócił kawałek mojej uwagi od interesów, przez co nawet nie zauważyłam jak Mike stanął na wyczekiwanej przeze mnie parceli i ją... kupił. Uniosłam wzrok znak ekranu i odłożyłam na chwilę iPhona na bok, próbując ogarnąć, co się przez te parę sekund wydarzyło, aż wreszcie złączyłam fakty, co mi się bardzo nie spodobało.
- Ej! To nie jest fair! - rzuciłam oburzona, wydymając dolna wargę i spoglądając spod byka na przyjaciela.
- Teraz jak staniecie na mojej działce to będziecie ryczeć i kwiczeć! - powiedział przedrzeźniając mnie i śmiejąc się diabolicznie. Wymieniłam z Alex zaniepokojone spojrzenie, zaczynając podejrzewać, czy nasz kochany przyjaciel rzeczywiście nie jest jakimś szalonym naukowcem albo przy najmniej równie szalonym handlarzem. Nie wiadomo czego uczą na tym kierunku z fotografii!
Po paru rundach wokół planszy, Alex odpadła, kompletnie wyczerpując swój budżet i również mocno zadłużając się w banku. Teraz zostałam tylko ja i Michael. Patrzyłam na niego badawczym spojrzeniem i nawet w niektórych momentach ignorowałam wibrujący obok mnie telefon.
Teraz była moja kolej.
Wzięłam do ręki dwie kostki i dmuchnęłam w garstkę, jakbym naprawdę myślała, że przyniesie mi to jakiekolwiek szczęście. Wyrzuciłam odpowiednią ilość oczek i po zaliczeniu ich, wyszło 10.
1... 2... 3... 8... 9...
Zawahałam się na chwilę, widząc jaka parcela jest przede mną. Szatyn patrzył tylko na mnie z uśmiechem satysfakcji, gestem zachęcając, abym ruszyła jeden krok do przodu. Westchnęłam zrezygnowana i postawiłam pionkową nogę na jego niebotycznie drogiej parceli z domkiem.
- Nawet nie patrz ile jestem ci winna. - mruknęłam pod nosem i wzięłam leżące obok pieniądze, które w porównaniu do poprzednich stosików, były porozwalane w jedną górkę, i rzuciłam nimi w przyjaciela, który tylko rozłożył ręce na boki. Co prawda ten widok był zabawny. Wzięłyśmy jeszcze jego pieniądze i również zaczęłyśmy w niego nimi rzucać, śmiejąc się przy tym z tego idioty.
- Mamy nowego króla monopolowego! - powiedziała radośnie Alex.
- Ja liczę jeszcze na rewanż w tym tygodniu! - dodałam z szerokim uśmiechem.
- Możesz być tego pewna! Z przyjemnością skopię ci tyłek po raz drugi. - wystawił język w moim kierunku, na co ja tylko wywróciłam oczami. Nieraz zachowywaliśmy się jak totalne dzieciaki. Co było dość zabawne, bo mnie też można było raczej wziąć za bachora niż ewentualną matkę, którą miałam już niedługo zostać. Zdawałam sobie z powagi tego miana, roli, ale czego można było ode mnie wymagać? Mam dwadzieścia jeden lat i jeszcze nie planowałam dzieci, za którymi swoją drogą nigdy szczególnie nie przepadałam. Jednak zostałam postawiona przed faktem, od którego uciec nie było wskazane, bo nawet gdyby, to nie miałam wyjścia, a usuwać nie miałam zamiaru. Poza tym, miałam wsparcie - miałam Harry'ego, który mimo przerażenia odpowiedzialnością, cieszył się cholernie, na myśl o Darcy. Chyba obydwoje powoli do tego dorastamy.
Przyjaciele opuścili mnie parę minut po północy. Znaczy Mike, bo jednak obiecał Chloe wrócić, do ich mieszkania na noc. Nigdy nie lubiła spać sama w domu i najwidoczniej nadal jej to nie przeszło. Proponowałam jej, żeby do nas przyjechała, ale niestety odmówiła, tłumacząc się, że jest zmęczona praktykami. Parę dni temu opowiadała mi, o nich. Cały dzień na zakurzonej, hałaśliwej budowie albo w zatłoczonych centrach, gdzie szukała mebli i materiałów do urządzenia wnętrz przyszłego domu klientów, swojego architektonicznego patrona. Była ewidentnie zmęczona, ale i tak opowiadając to, na kilometr widać od niej było pasję i zachwycenie nowym zajęciem.
Na szczęście Alex zgodziła się u mnie zostać. Od czasu kiedy nie mieszkamy już w trójkę, a każda z nas wyprowadziła się do swoich wybranków, spędzam z Alex, więc czasu niż kiedyś. Zawsze była mi bliska, ale to Chloe znałam od dziecka. Jednak ta dobrze znajoma mi blondynka, zaczęła się oddalać, a Alexandra coraz bliżej zaczynała mi towarzyszyć w życiu. Też kiedy nasi narzeczeni, wyjeżdżali na różne koncerty czy tego typu wywiady, zazwyczaj pomieszkiwałyśmy wtedy razem. Ot tak, żeby było raźniej. Tak więc nie poszłyśmy od razu spać. Przebrałyśmy się w piżamy i położyłyśmy się na łóżku w sypialni, żeby tak przed zaśnięciem, porozmawiać. Mimo pochłaniającego mnie snu, miałam ogromną chęć wygadania się przyjaciółce.
- Alex? - zapytałam, aby upewnić się, że nie śpi. W zamian otrzymała tylko niezrozumiałe mruknięcie, że cały czas utrzymuje kontakt z rzeczywistością. No nie wyglądało to tak zbytnio, ale wiedziałam, że mnie słucha. - Cholernie boję się porodu. Tym bardziej jak nadejdzie szybciej, a Harry'ego nie będzie w Londynie. - wypowiedziałam swoje obawy na głos. Obiecał mi, że to ostatni wyjazd na następne miesiące, które mieliśmy poświęcić naszej małej kruszynie, ale kto wie... wracał on dopiero za parę dni, a do tego czasu wszystko może się wydarzyć!
- Wiem, że się boisz. - powiedziała, przewracając się na bok, żeby być twarzą w moim kierunku. Kątem oka dostrzegłam, że nadal miała lekko przymknięte powieki. - To normalne, nie sądzisz? Nie wiesz, czego możesz się spodziewać. Zawsze mogą wyniknąć jakieś komplikacje lub stres, którego zdecydowanie nie powinnaś teraz praktykować. - powiedziała mądrze i też z kompletną szczerością, która była dla niej normalna. Wiedziała co mówi. Przecież w końcu sama była w ciąży. Też z tej racji, czasami dziwnie było mi się z tego zwierzać, bo gdyby nie jej matka, to możliwe że ona z Horanem również mieliby swojego małego skarba.
- Boję się o to właśnie, że najmniejsza pierdoła przekonana Darcy, że to pora aby już wyjść na świat. - westchnęłam.
- Teraz na pewno nie powinnaś się tym zamartwiać. Powinnaś mieć całkowicie oczyszczony umysł, a nie wprowadzać w niego co nowe teorie, które rzeczywiście powołają twoje obawy w życie.
Skwitowałam to tylko kolejnym westchnięciem, nie mając już kompletnie siły na kontynuowanie tego tematu. Czułam się w pewnym sensie wykończona psychicznie, jak i fizycznie, bo jednak dźwiganie takiego klocka na przodzie brzucha było nie lada wyczynem. Zdecydowanie za to mogłyby być jakieś medale, w końcu to nie lada dyscyplina!
I tak to pogrążona w jakiś głupkowatych, beznadziejnych, ciężarnych myślach, odpłynęłam w sen na dalekie wody, kompletnie zapominając o tym wszystkim i śniąc o zupełnie innym świecie.
`POV Harry
Od razu po wylądowaniu dałem znać Holly, tak jak prosiła. Kiedy przestała mi odpisywać, zaniepokoiłem się z lekka, ale po przeczytaniu wiadomości, że grają w Monopol, na moją twarz wpełznął mały uśmiech. Wiedziałem, że razem z moją narzeczoną jest Alex, ale mimo wcześniejszych uprzedzeń do Mike'a, cieszyłem się teraz, że znajduje się w jednym pomieszczeniu z dziewczynami. Przynajmniej byłem pewien, że jak obydwie wpadłyby w panikę, gdyby coś się (odpukać) stało, zawsze męska ręka jest na miejscu!
Po przyjechaniu do hotelu, od razu rzuciłem się na łóżko, gdzie momentalnie zasnąłem. Dopiero rano obudził mnie telefon, który uporczywie dawał sygnał, aby wstać i pójść się ogarnąć. Dzisiaj mieliśmy spotkanie z naszym wydawcą, który w ostatnim czasie niestety handluje tylko w Hollywood. Co prawda, miły zbieg okoliczności, że wywiad mieliśmy w Los Angeles, bo przy okazji mogliśmy załatwić sprawy dotyczące naszego nowego albumu.
- Rezygnuje. - powiedział nagle Zayn, kiedy już dojechaliśmy do siedziby wytwórni.
- Co? - nasza czwórka wręcz odezwała się chórem. Zacząłem w myślach tasować kalendarz, ale to nie był zdecydowanie pierwszy kwietnia. Nie mogłem zbytnio uwierzyć też w słowa przyjaciela, który zaskoczył wszystkich zebranych w tym pokoju.
- Ja już.. po prostu nie mogę. Wszyscy widzieliście, że ostatnio ze mną jest coraz gorzej. Mam dość ciągłego życia w trasie, a dodatkowo Harry za parę tygodni będzie ojcem. - wstał z miejsca i zaczął chodzić po pomieszczeniu.
- Malik, no właśnie, Styles będzie mieć dziecko, więc nie podejmuj pochopnie decyzji. Wasza piątka albo raczej czwórka, będzie miała czas na odpoczynek w tym czasie. Możecie pojechać do domów, zrelaksować się, byle przez ten czas pojawiać się na wywiadach w Anglii i nie robić wokół siebie szumu. - Higgins również powstał ze swojego siedzenia, a widać po nim było, że zaczyna się mocno stresować.
- Ale o to właśnie chodzi mi, Paul! - powiedział rozdrażniony mulat. - Cały czas nacisk, presja koncertów, nagrań, wywiadów, ja potrzebuje dłuższej przerwy, swobody, żeby samemu pokombinować, podziałać, ja mam po prostu dosyć napięcia i stresu, który ciągle mi towarzyszy. Psuje to nie tylko mnie, ale i również moje relacje z Perrie i rodziną! - podszedł do jakiegoś mężczyzny siedzącego pod ścianą, który posłusznie podał mu papiery, które Zayn zaraz rzucił na stół. - Przykro mi, chłopaki, ale ja tak dalej nie mogę. Już na naszym ostatnim koncercie podjąłem tą decyzję. Macie najlepszych fanów na świecie i obym wam tego tym odejściem nie zniszczył. - rzucił na odchodne i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając nas całkiem zbitych z tropu. Paul nerwowo rozmawiał z wydawcą, a my tylko strasznie rozkojarzeni patrzyliśmy po sobie, nie wiedząc co powiedzieć, co zrobić. To wszystko stało się tak szybko. Louis jako pierwszy sięgnął po rzucone przez Malika papiery i zaczął je przeglądać.
- Wymówienia ze wszystkiego. Odnośniki do umów, o odłączeniu się i porzuceniu kontraktu. - westchnął, znowu odkładając cały zbiór stron na stół.
W mojej głowie była tylko jedna myśl, że jesteśmy teraz na przegranej pozycji. Na wywiadach ciągle, któregoś z nas nie było, a teraz, kiedy już był zapowiedziany cały skład, okazuje się, że Zayn tak nagle, po prostu odchodzi. Prychnąłem pod nosem i wstałam z krzesła, udając się do drzwi. Byłem całkiem zestresowany i musiałem napić się chociaż kawy, której od rana mi brakowało.
- Styles! A gdzie ty się do cholery jasnej wybierasz?! - zawołał za mną Higgins, ale nie odpowiedziałem mu, tylko ruszyłem przed siebie, udając się do kafejki, żeby kupić mocną dawkę kofeiny.
*parę dni później*
`POV Holly
Te dni dłużyły mi się niemiłosiernie. Bardzo cieszyłam się, że Harry wreszcie wraca do domu, bo Alex chodziła do pracy, więc w dzień nie miałam nic do roboty oprócz robienia zadań na po feriach. Nadal starałam się być systematyczną studentką, donoszącą prace na określone terminy. Nie lubiłam niedomówień i sama nie cierpiałam, jak ktoś się z czymś spóźniał, więc uparcie pisałam prace przez cały okres ciąży. No, później może być gorzej, bo z Darcy na jednej ręce nie będę poprawiać wywiadów czy innych tekstów.
Tak, na kierunku dziennikarskim, poszłam bardziej w stronę edytorki różnych artykułów, opowiadań. To było coś, co bym ewentualnie mogła robić w dalszym życiu.
Dlatego też siedziałam dzisiaj w domu, umierając z nudów i ogarniając jeden tekst z laptopem na kolanach, żeby w razie jakichkolwiek niepewności utwierdzić swoje przekonanie w pisowni czy interpunkcji. Wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku. Jedynie uciążliwe było kopanie małej, które z dnia na dzień nasilało się coraz bardziej.
Wieczorem przyszła do mnie Alex i Mike, który wreszcie przyciągnął ze sobą Chloe. Nasza paczka była wreszcie w komplecie, a niedługo mój narzeczony miał wrócić do domu, co sprawiało, że byłam bardziej szczęśliwsza.
- Za ile masz ostateczny termin? - zapytała się blondynka.
- Niby za niecały miesiąc, ale wczoraj lekarz powiedział, że przez te mocne kopania może się okazać, że będzie trochę szybciej. - wzruszyłam lekko ramionami.
- Oszczędzanie stresowe?
- Dokładnie. - uśmiechnęłam się lekko, a Chloe odwzajemniła tym samym. Nie poznawałam jej, zrobiła się... spokojniejsza. To nie była już ta sama dziewczyna, z którą szukałam ślimaków po deszczu albo dokopywałam się do wnętrza piaskownicy. Teraz wydoroślała. I to bardzo po niej było widać.
Wstałam z kanapy, zgarniając swoją szklankę z blatu, aby dolać sobie wody. Kawy pić nie mogłam, a za herbatą nigdy wybitnie nie przepadałam, więc ostatnio głównie gustowałam w najtradycyjniejszym napoju. Spojrzałam na zegarek, uśmiechając się pod nosem, że tylko parę godzin mnie dzieliło od zobaczenia Loczka.
Wróciłam do salonu, przyłożyłam szklankę do ust, pociągając łyka wody i po drodze spoglądając na ekran. Jednak widząc wiadomość o rozbitym samolocie z Los Angeles do Londynu, naczynie z mojej dłoni wypadło na podłogę, rozbijając się z wielkim hukiem, a ciecz rozlała się na panelach. W brzuchu czułam jedynie wielkie skurcze. Spojrzałam w dół i byłam przekonana już sto procentowo...
Właśnie rodziłam, a mój narzeczony nie żył.
_________________
Ile osób chce mi coś zrobić, za moją długą nieobecność i za koniec rozdziału? Dreszczyk emocji musi być, nawet na koniec! Tak, to ostatni rozdział Charm. Mimo tego haniebnego zaniedbania z mojej strony, to chce mi się płakać, eh.
Jako ostatni rozdział, planuję zrobić po prostu dłuższy epilog... co o tym myślicie? Czy podzielić to jeszcze na jeden, dodatkowy rozdział? Piszcie!
Na zakończenie, chyba mojej najkrótszej notki autorskiej w życiu, chcę was prosić o opinię, na temat tego opowiadanie i mam do was jedno z ostatnich pytań. Które wspomnienie, scena z całego opowiadania zapadła wam najbardziej w pamięci? Z chęcią poznam wasze odpowiedzi i z miłą przyjemnością poczytam ♥
Również jeżeli macie od mnie jakiekolwiek pytania, to możecie pisać w komentarzach, na pw, gdzie chcecie! Postaram się odpowiedzieć (jak oczywiście nie będą jednak zbytnio prywatne :"D )
♥ KOMENTUJCIE MISIE ♥