poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział 7


*oczami Holly*

Obudziłam się rano bardziej wypoczęta niż zwykle. Na dworze, jak to wypadało na Londyńską pogodę, padało i było bardzo duże zachmurzenie. Oszacowałam, że jest przed 10. Przełożyłam się z brzucha na plecy i spojrzałam na sufit, który towarzyszył mi co dzień rano. Sięgnęłam po telefon na stolik i spojrzałam na powiadomienia. Jakaś wiadomość na messenger'ze i parę z samego Facebook'a. Popatrzyłam na środek paska na godzinę. Kurde po 13. Zerwałam się z łóżka wywalając się o kołdrę. Na 15 miałam być u rodziców. Wyszłam z pokoju. Dziewczyny już nie spały. Weszłam do pokoju i zastałam je ubrane, zalegające na kanapie przed telewizorem. 
- O nasza śpiąca królewna wstała. - powiedziała Alex. 
- Dlaczego mnie nie obudziłyście? - zapytałam i usiadłam na krześle przy stole. 
- A po co miałyśmy? Wstaniesz to wstaniesz. Nie chciałyśmy Ci przerywać snach o Harry'm. 
Przymrużyłam oczy i popatrzyłam zdziwiona na nie. 
- Coo? Nieźle się wczoraj spiłyście, że nadal wygadujecie takie bzdury. - wstałam, przysunęłam krzesło do stołu i poszłam do pokoju. 
Usiadłam na szarym fotelu przy białej szafie. Tak nie chciało mi się ubierać. Dziewczyny najwyraźniej się czują świetnie, a ja mam wrażenie jakbym zderzyła się z tramwajem. Wzięłam jakieś rzeczy z szafy i poszłam się w nie ubrać. Wróciłam i zrobiłam lekki makijaż. Przeczesałam włosy szczotką i rzuciłam się z powrotem na łóżko. Za 5 minut 14. Usłyszałam dźwięk telefonu. 
Tata. 
- Halo? 
- Przyjechać po Ciebie? - zapytał bez żadnego przywitania. 
- Nie będę Cie specjalnie fatygować. 
- Zaraz wychodzę ze sklepu. Bądź gotowa na dole za 15 minut. 
- Okej. 
Rozłączył się. Krótka i zwięzła rozmowa - takie są rzadko spotykane u mojego ojca. Coś się stało? Wątpię. 
Podeszłam szybko do szafy ściągnęłam sukienkę z wieszaka, wzięłam buty które miałam wczoraj na sobie, biżuterię i parę kosmetyków. Wszystko ładnie włożyłam do torby. Nie chciałam się ubrudzić podczas pomagania mamie, a goście mieli przyjechać o 17. Dorzuciłam jeszcze ładowarkę do telefonu. Miałam jeszcze jakieś 10 minut, więc poszłam do dziewczyn do salonu. Usiadłam obok nich na sofie, sprawdzając raz po raz godzinę. Nienawidził jak ktoś się spóźniał, chociaż jemu czasami się to zdarzało.
- Gdzieś jedziesz? - zapytała Chloe.
- Tak, mówiłam wam że dzisiaj rodzice mają gości i chcieli żebyśmy byli. Mają dwójkę dzieci w podobnym do nas wieku, więc uważają, że może się dogadamy.
- Aa, może mają przystojnego syna? - zachichotała Alex. Blondynką ją szturchnęła.
- Oj, nie wydaje mi się, żeby Holly mogła zawiesić na nim oko. Przypominam Ci, że ma Harry'usia. Właśnie skoro, o nim mowa. Pytałam się czy wychodzisz, bo zaraz ma przyjechać na chwilę. Też potem jedzie gdzieś z mamą i ojczymem.
- I dobrze się składa, że wychodzę. - spojrzałam na zegarek. - Dobra to ja lecę, trzymajcie się.
- Wracasz dzisiaj do domu? - zapytała brunetka.
- Jeżeli mnie tata wkurzy to raczej tak.
- Czyli wracasz. - stwierdziły obie.
Poszłam na korytarz i ubrałam się. Otworzyłam drzwi i natknęłam się na stojącego w nich Hazza, który trzymał właśnie rękę przy dzwonku.
- O hej. - popatrzył na mnie i uśmiechnął się. - Wychodzisz?
- Cześć, tak. - odparłam sucho i go wyminęłam. Chwycił mnie za rękę.
- Jesteś na mnie zła?
- Nie. - kolejna zdecydowanie nie miła odpowiedź. Wyjęłam z uścisku swoją dłoń i zbiegłam na dół po schodach. Na jakiś czas mam go dosyć...

*pół godziny później*

Wkładałam naczynia do zmywarki. Stół był uszykowany, wszystko było gotowe, a została nam jeszcze nie cała godzina.
- Mamo, a tak właściwie kto do was przyjeżdża?
- Znajomi ze szkoły z dziećmi. Mówiłam Ci już, że mają dzieci w waszym wieku. Syna chyba w twoim i córkę o rok młodszą od Jackson'a.
- A jak się nazywają?
- Ta moja koleżanka.
- Tak.
- Anna Cox.
- Nie kojarzę, żebyś o niej kiedyś opowiadała. - stwierdziłam i spojrzałam na nią.
- No to idź się przebrać i uszykować. Chłopaki zaraz przyjadą. Jackson ma przyjechać z Emily.
- Wyznaczyli już datę ślubu? - zapytała wkładając ostatni talerz. Nastawiłam urządzenie i zamknęłam.
- W tym tygodniu mają się dowiedzieć do końca z terminami i rozesłać zaproszenia. Najprawdopodobniej na początku lutego.
- Zimą? - zapytałam ze zdziwieniem.
- Jak widać tak chcą.
Weszłam po białych schodach z torbą do mojego starego pokoju. Dawno w nim nie byłam. Zazwyczaj jak przyjeżdżałam do rodziców, nie wchodziłam do niego. Położyłam się na dużym łóżku, z masą poduch, które stało pod ścianą. Poleżałam tak trochę, po czym usiadłam i wyjęłam sukienkę. Wzięłam szybko prysznic i ubrana, stanęłam przed lustrem żeby założyć kolczyki. Popatrzyłam na swój strój. Tak dawno nie miałam tej sukienki. Ktoś lekko zapukał do moich drzwi i wszedł do pokoju. Zobaczyłam w nich uśmiechniętego Jackson'a.
- Hej siostrzyczko. - powiedział.
- Cześć. - podeszłam do niego i przytuliłam go. Chociaż miałam szpilki nadal byłam od niego niższa.
- Cudnie wyglądasz. - skomplementował mnie i okręcił, żeby zobaczyć całość.
- Dziękuje, ty również. - odpowiedziałam również komplementem. Był ubrany w czarne rurki i koszulę w kratę. Dołączył do nas Marcus i w tym czasie zadzwonił dzwonek do drzwi.
- No kurde. Dzwonek zdążył mnie wyprzedzić. - powiedział. Uśmiechnęłam się. Zeszliśmy na dół. Goście słyszałam usiedli już w salonie. Wzięłam telefon do ręki i zeszłam na dół po schodach za chłopakami.
Usłyszałam go. Ten głos z lekką chrypką. Nie, wydaje mi się. Chyba spędzam z nim za dużo czasu, że zaczynam go już wszędzie słyszeć. Dlaczego niby tu miał być? Byłam już na półpiętrze gdy zobaczyłam jego charakterystyczne loczki. Spanikowałam. Nie mogłam tam iść.. Nie chciałam.
Cofnęłam się tyłem na wyższe schodki prawie się przewracając.
- Wiecie co, czegoś zapomniałam, zaraz przyjdę. - w moim głosie na pewno dało wyczuć się zdenerwowanie.

- Oj Holly chodź. - pociągnął mnie delikatnie Marcus za nadgarstek. Moje obcasy wydobyły dźwięk co zwróciło uwagę siedzącego chłopaka. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się. Nie był to taki zwykły uśmiech jaki wczoraj obdarzał kelnerki czy ominiętą dziewczynę. Nigdy nie obdarzył mnie zwyczajnym uśmiechem. Miał na mój widok dziwny blask w oczach.

Już nie mogłam się wycofać. Zeszliśmy na dół, ładnie się uśmiechnęłam i spuściłam wzrok na buty. Nie zwracałam na niego uwagi.
- Poznajcie nasze dzieci. Jackson, Marcus i Holly. - pokazała na nas po kolei rodzicielka.
Podniosłam oczy do góry i spotkałam się z jego spojrzeniem. Patrzył na mnie swoimi zielonymi jak szmaragdy oczami. Tą niezręczną wymianę spojrzeń na szczęście przerwała mama.
- Pomożesz mi?
- Tak, idę. - popatrzyłam i ruszyłam za nią.
- Kristin pomóc Ci w czymś? - zapytała Anne.
- Nie, dziękuje. - odpowiedziała, ale i tak kobieta poszła z nami.

*1,5 godziny później*

Atmosfera była całkiem miła. Nasi rodzice wspominali szkolne czasy, chłopacy gadali o swoich zainteresowaniach, a ja razem z Gemmą i Emily mówiłyśmy o zdecydowanie ciekawszych dla nas tematach niż ich. Kątem oka, widziałam jak loczek na mnie spogląda co jakiś czas. Trochę mnie to denerwowało. Udawałam, że się nie znamy kiedy moja mama się o to zapytała. Wyminęłam go szybko z odpowiedzią przecząc. Może moja szybka reakcja zabrzmiała zbytnio podejrzanie? Kiedy siedzieliśmy przy deserze mama rodzeństwa zapytała co studiujemy. Moi bracia odpowiedzieli pierwsi, aż wreszcie jej wzrok spadł na mnie.
- A ty Holly? - zapytała miło.
- Ja studiuje dziennikarstwo. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej.
- Niestety. - skomentował mój tata. Oczywiście musiał zacząć. Moja rodzicielka spojrzała na niego ostrzegawczo. Już wiedziała, że nie wyniknie z tego nic pozytywnego...
- Czemu niestety? - zainteresował się jego ojczym. Teraz dopiero doznałam olśnienia, dlaczego mieli inne nazwiska.
- Bo mogła zająć się czymś innym, a nie głupim dziennikarstwem. - stwierdził.
- Dla Ciebie zawsze to co robiłam było głupie. - mruknęłam. Nie chciałam tego powiedzieć na głos, ale zbyt długo to we mnie siedziało.
- Holly - upomniała mnie mama.
 Miałam dosyć komentarzy na każdym moim kroku. Cokolwiek zrobiłam musiał coś dopowiedzieć. Były to zazwyczaj błahe rzeczy, ale po tym jak poszłam na studia, które nie odpowiadały jego wymaganiom ewidentnie się na mnie wkurzył i strzelił przysłowiowego "focha".
Najgorsze było to, że nawet mama mnie nie popierała w moim wyborze, chociaż zawsze bez względu na zdanie taty, wspierała mnie.
No i moi bracia.
Na nich zawsze i wszędzie mogłabym liczyć. Podobało im się to, że zbuntowałam się i nie poszłam w stronę, o której marzył dla mnie mój tata - architekt. W sumie zawsze mnie do tego pociągało, ale bardziej samo projektowanie wnętrz niż samo budowanie domów. Tym bardziej, że moje wyniki z matematyki nie były satysfakcjonujące.
- Wiesz, Nickolas, dziennikarstwo nie jestem takim głupim pomysłem. - powiedziała Anne do mojego taty, po czym skierowała się do mnie. - Myślałaś typowo o dziennikarce, czy bardziej o pisarce?
- Bardziej pisarka. Niestety studia wymagają ode mnie również umiejętności pisania artykułów i prowadzenia wywiadów, więc dostajemy czasem zadania żeby pisać artykuły o... różnych tematach. - prawie powiedziała o "różnych sławnych osobach". To by była porażka.
- Możesz ze mną zrobić wywiad. - odezwał się do tej pory milczący Harry.
- Pewnie. - powiedziałam z sarkazmem nadal na niego nie patrząc
- Rozumiem, a o czym teraz piszecie? - zignorowała rodzicielka komentarz syna.
Pomyślałam chwilkę, nie miałam dużo do namysłu, bo wypadałoby to na podejrzane. Powiedziała po prostu prawdę.
- O różnych znanych osobach, zespołach robiących karierę muzyczną. Każdy dostał jeden, który sami losowaliśmy.
- Zespołach powiadasz. - znowu się odezwał. Podniosłam na niego wreszcie oczy. Na twarz miał wymalowany uśmiech, który nosił wiele tajemniczości, ale przy tym ujawniał jego słodkie dołeczki. Może nie byłam jego fanką, ale dużo nastolatek, w ogóle kobiet powie, że jego uśmiech jest powalający.
- A ty o kim piszesz?
Spanikowałam. Jezu, jezu, jezu.
- O Oneee... - przedłużyłam jedną ostatnią literę spojrzałam na Harry'ego i jego zadziorny uśmieszek. Spodziewał się czego powiem, ale to by mnie zrujnowało, spojrzałam znowu na Anne i dokończyłam. - Republic.
- Mhm.. - mruknął i spojrzał na mnie. Znowu ten uśmiech.
- I jak sobie radzisz córciu z tym? - zapytał. Ta złośliwość w jego glosie była wyczuwalna na kilometr.
- Czy ty zawsze musisz mieć jakieś pretensje do podejmowanych przez mnie wyborów? Jestem już dorosła, więc raczej powinnam sama decydować o swoim życiu. - w końcu wybuchnęłam z wszystkim. Wiem, że to nie odpowiednia pora, ale musiałam. Nie mogłam już dłużej w sobie tego trzymać.
- Ale ja nie mam żadnych pretensji, przecież...
- Masz. - przerwała mu. - Na każdym moim kroku. Do każdego mojego wyboru. Nie pamiętam kiedy mnie ostatnio pochwaliłeś. Może jak byłam małym dzieckiem i robiłam wszystko co mi powiecie, bo byłam zbyt mała żeby zrozumieć wszystko co mnie otacza i sądziłam, że to co dla mnie wybierasz jest najlepsze. - powiedziała i wreszcie spojrzałam na niego i jego zszokowaną minę. - Ale teraz gdy już dorosłam wiem, że to wszystko to były cały czas bajki.
Wstałam od stołu, powiedziałam ciche przepraszam do reszty i wyszłam. Nie chciałam już tam siedzieć. Denerwował mnie ojciec. Nie chciałam już przebywać w jego towarzystwie. Wyszłam przed dom i usiadłam na schodach. Sama, na tym trzaskającym zimnie. Nie obchodziło mnie już nic.

*oczami mamy Holly*

Jej wybuch i pretensje do Nickolas'a mnie zdziwiły. 
Powiedziała w skrócie wszystko co myślała przez te lata. Wiedziała o tym przemyśleniach. Mówiła mi o nich, ale za każdym razem przypominałam jej, ze to jej ojciec i chce o dla niej jak najlepiej. Słuchała, ale gdyby nie rozmowy ze mną wybuchła by już o wiele wcześniej. Poszłam za nią, zakładając na siebie płaszcz i biorąc jej. Zawsze siadała na schodach przed domem. Było to jakby jej miejsce wyciszenia. Wyszłam i zarzuciłam jej czarne nakrycie. Usiadłam obok niej. 
- Jak się czujesz? - spytałam. 
- Fatalnie. - stwierdziła. - Nie dosyć, że zrobiłam scenę przed gośćmi to jeszcze zepsułam wam kolację. Jestem beznadziejna. 
- Słonko nie jesteś beznadziejna. Przesadzasz. - objęłam ją ramieniem. 
- Jestem. Najbardziej cieszę się z tego, że wreszcie powiedziałam mu co o tym wszystkim myślę. To co siedzi mi w głowie od dłuższego czasu. - westchnęła i oparła głowę o kolumnę obok niej. 
- Pomimo tego co myśli ojciec i wszystkie osoby tam w domu, ja uważam twój wybór za słuszny. - popatrzyła na mnie zdziwiona. 
- Naprawdę? 
- Tak. Zrobiłaś coś oryginalnego, co w naszej rodzinie co do wyboru zawodów jest to rzadko spotykane. - powiedziałam i uśmiechnęła się co odwzajemniłam tym samym gestem. - Jesteś taka podobna od babci. Opowiadała mi, że gdy była młoda często się buntowała. Ty też zawsze byłaś taka. A z zawodem poszłaś w jej ślady. 
- Faktycznie, zapomniała o tym że też pisała. - siedziałyśmy tak chwilę w ciszy. - Mamo? 
- Tak? 
- Masz jeszcze jakieś stare książki?
Zastanowiłam się chwilkę. Dawno nie widziałam, żadnej na półce.. 
- Chyba są na strychu. Chociaż jedną ostatnio czytałam, więc powinna być w biblioteczce. 
- A mogę pożyczyć? - zapytała. 
- Oczywiście. - uśmiechnęłam się. - No dobrze, a teraz chodź, bo zimno i goście czekają. - wstałam. 
- Jakoś mi się do nich nie śpieszy. Zwłaszcza do jednego. 
Popatrzyłam na nią badawczo. Miała minę nie do odgadnięcia. Całkiem zmieszane uczucia. Jak przyjechała to była szczęśliwa.. Przez pewien czas powiedziałabym nawet, że... zakochana..? Ale w taki sposób, że sama tego nie widział. 
- Holly, powiedz mi. - zdecydowałam się usiąść jeszcze raz obok niej. - Czy Ciebie i Harry'ego coś łączy? 
Popatrzyła na mnie zdziwiona. 
- A co miałoby nas łączyć? Przecież się nie znamy. - odwróciła wzrok. 
- Oj słonko, za dobrze Cię znam. Widzę, że się znacie. Gdzie się poznaliście? 
Znowu skierowała się ku mnie lekko uśmiechnięta. 
- Przed Tobą nigdy się nic nie ukryje prawda? - pokręciłam przecząco głową. Znowu westchnęła, ale o wiele ciężej i opowiedziała mi jej dotychczasową historię. Jej i Harry'ego. 
- No to tak. Zacznijmy od tego, że poszłam na karaoke z Alex i Chloe i tam był taki wieczór, bardziej impreza "Zaśpiewaj z gwiazdą". No i tak wyszło, że trafiło na mnie i razem z nim zaśpiewałam Rihannę, Stay. Później zbiegiem okoliczność, razem ze swoim menadżerem znaleźli się w gabinecie dyrektora u nas w szkole, kiedy dyskutowałam z nim o sprawach szkolnych. Zaprosił mnie do znajomych na Facebook'u, okazało się, że koleguję się z Chloe i ona go przyprowadziła. No i raz przyszedł, jej nie było i doszło do.. hmm.. bliższego spotkania. 
- Pocałunku? - przerwałam jej opowieść.
- Tak. - odpowiedziała niechętnie. - Ale to nic nie znaczyło. - dopowiedziała szybko. 
- Każdy pocałunek coś znaczy. - odpowiedziałam na co przewróciła oczami. - No opowiadaj dalej. 
- No i po tym poszliśmy na imprezę, była mała konfrontacja, ale do niczego nie doszło chociaż było naprawdę blisko. 
Wzięłam ją za rękę. 
- Nie jest on Ci obojętny, prawda? - zapytałam.
- Mamo.. To tylko kolega. - widziałam po jej oczach, że jednak nie tylko. 
- No dobrze. - znowu wstałam. - Idziemy? 
- Nie ja tu chwilkę jeszcze zostanę.

-----------------------------
Co powiecie o rozdziale? 
Jak ktoś czyta, niech da oznaki życia ._.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz