piątek, 4 lipca 2014

Rozdział 11


*oczami Holly*

- Dzień dobry, w czym Pani pomóc? - zapytał ochroniarz stojący przed wejściem. 
- Ja, w sprawie pracy. Widziałam kartkę, że poszukujecie kelnerów. 
Skinął głową i mnie wpuścił. Weszłam do ciepłego, nowocześnie urządzonego pomieszczenia. Rozejrzałam się chwilę po pokoju. Podeszłam do lady i zapytałam o kierownika. 
- Na razie jest zajęta, a w czymś mogę pomóc? Jesteś w sprawie pracy? - zapytała miła kasjerka. 
Skinęłam głową. 
- To świetnie! - powiedziała zadowolona. - Już myśleliśmy, że nikt się nie znajdzie. 
- Dlaczego ludzie nie chcą się zgłaszać? 
- Nie wiem. - wzruszyła ramionami. - Może boją się klientów? Wiesz, że czasami te "gwiazdusie" - zrobiła cudzysłów w powietrzu - mogą narzekać, chociaż od czasu kiedy tu pracuje jeszcze mi się nie zdarzyło żeby były z nimi problemy. - powiedziała. - Oczywiście nie chcę Cię odstraszyć. - dodała pośpiesznie. 
- Nie martw się, nie boję się ryzykować. - uśmiechnęłam się do niej i odpowiedziała mi tym samym. 
Zerknęła za drzwi na zaplecze. 
- Kierowniczka jest już wolna. Jak się nie rozmyśliłaś to zaprowadzę Cię. Masz CV? 
- Tak. Tylko na telefonie, więc jakbyś mogła mi podać e-mail'a, żebym już przesłała. 
Wstukałam szybko adres i wysłałam plik. Zdjęłam płaszcz i powiesiłam go na wieszaku, po czym poszłam za wysoką blondynką, przechodząc przez połowę kawiarni. Czułam na sobie wzrok paru osób. Nie zwracałam na nikogo uwagi. Szła z głową spuszczoną lekko na dół, jakbym była 5-letnią dziewczynką, która coś narozrabiała i musiała teraz zmierzyć się z konsekwencjami. Kobieta zapukała do czarnych drzwi i usłyszałyśmy jak ktoś pozwala nam wejść. Weszła i wciągnęła mnie za sobą. 
- Witam panno Blue. Przyszła dziewczyna, która chciałaby się podjąć pracy. Wysłała już CV na pani e-maila. 
- Dobrze, dziękuje. Zostaw nas same Izabello. 
Kiwnęła głową i wyszła cicho z pokoju zamykając drzwi za sobą. Zostałam sam na sam z moim przyszłym pracodawcą. 
- Proszę usiądź. - wskazała ręką na czarny fotel przed jej biurkiem i zaczęła czegoś szukać w komputerze. Przez chwilę, całą jej uwagę, przykuł kolorowy monitor. Czytała pewnie moje CV. - No muszę Ci powiedzieć, że jesteś pracownicą na medal. Studiujesz, zawsze miałaś bardzo dobre oceny i świadectwa, inni pracodawcy również wystawili Ci dobrą opinię. - przewijała kulką od myszki w górę. Spojrzała na mnie i złożyła ręce w koszyczek. - Czym się interesujesz? 
- Muzyką. - odpowiedziałam bez myślenia. Arr.. Mózgu skończyliśmy już z tym hobby. "Ty skończyłaś, twoja podświadomość nie." Cicho. - I pisarstwem. - dodałam. 
- Rozumiem, to dlaczego wybrałaś dziennikarstwo, jeżeli muzykę postawiłaś na pierwszym miejscu? - zapytała z zaciekawieniem. 
Przyjrzałam się jej. Miała około 30 lat i czarne, proste włosy do ramion. Była elegancko ubrana. Wstała i oparła się o biurko patrząc na mnie cały czas. 
- To trochę dziwne.. Bardziej przez moje obawy.. - odpowiedziałam, ale to ją nie satysfakcjonowało, bo wbiła we mnie zielone oczy, żebym mówiła dalej. Gdzieś widziałam takie tęczówki. "U Twojego ukochanego." Shh.. - Gdy miałam 10 lat śpiewałam. Myślałam, że faktycznie tym zajmę się w przyszłości. Nie wiem co dokładnie stało się z moim głosem, ale ledwo co mówiłam, a o wydobycie z siebie jakiejkolwiek melodii nie wchodziło w rachubę. Jedyną szansą była operacja, która się udała, ale nie milczałam po niej tyle czasu ile powinnam. Od tamtego czasu, zaśpiewałam dopiero dwa tygodnie temu, ale nie z własnej woli, bo przyjaciółki zaciągnęły mnie na karaoke. 
- I od 7 lat nic nie śpiewałaś? 
- Nie. - zaprzeczyłam. - Przez ten czas tylko cicho podśpiewywałam do ulubionych piosenek. Dopiero ostatnio zaśpiewałam normalnie. 
- Mhm.. To ty śpiewałaś z Harry'm Styles'em? - zapytała. 
- T-tak. - odpowiedziałam jąkając się. Skąd o tym wiedziała? 
- Byłam wtedy i słyszałam Ciebie na własne uszy. Muszę Ci powiedzieć Holly, że masz niesamowity wokal. Nie potrzebnie się obawiasz. Gdyby miało się coś stać ponownie, to przez tyle lat podczas zwykłego mówienia coś by za szwankowało. - uśmiechnęła się do mnie pocieszająco. Może miała rację? Na pewno ją miała. - No dobrze, ale nie po to przyszłaś. Może ustalmy tydzień wstępny. Popracujesz, nauczysz się obsługi ekspresów, Izabel, nasza kierowniczka na sali Cię wszystkiego nauczy i kiedy zobaczy, że jesteś już gotowa, pójdziesz do klientów. 
- A po tygodniu? - zapytałam. 
- Będę Cię przez cały czas obserwować. Jeżeli będę uważać, że się nadajesz, przyjmę Cię z otwartymi ramionami. - uśmiechnęła się przyjaźnie. - Wydajesz się bardzo miłą osobą. 
- Dziękuje. - poczułam jak lekki rumieniec wkradł mi się na twarz. 
- Nie ma za co. Możesz zacząć już dzisiaj? 
- Oczywiście. 

***

Sara - tak  kazała mi się nazywać moja pracodawczyni - zaprowadziła mnie na wielką salę ze stolikami gdzie było o wiele więcej zajętych miejsc niż przed moim przyjściem. Po 10 minutach, gdy przełożyłam trening z Melanie na 19, założyłam czarny fartuszek, zawiązując go sobie na biodrach i stanęłam przy Izabel, która miała mnie wszystkiego uczyć. Była niezmiernie ucieszona gdy jej powiedziałam, że znam obsługę tego ekspresu, bo zdążyłam się z nim zapoznać u rodziców. Właśnie robiłam jedno z zamówień, kiedy usłyszałam głos za sobą. 
- Przepraszam czy mógłbym prosić o rachunek? - zapytał męski ochrypły głos. Odwróciłam się i gdy zobaczyłam chłopaka z burzą loczków, roześmianego do ucha do ucha, zatkało mnie, że prawie upuściłam filiżankę z herbatą. Czy ja do cholery jasnej muszę go wszędzie spotkać?! Jednak nie tylko ja byłam w szoku, bo jemu na mój widok uśmiech trochę zmalał. - H-Holly... - zaczął zdziwiony i zmarszczył brwi. Przegryzłam dolną wargę i pokazałam mu palec wskazujący żeby chwilkę poczekał. Poszłam po kierowniczkę na zaplecze i powiedziałam, że klient przyszedł po rachunek. Wyszła przede mną i zaprosiła go do kasy, a ja wróciłam do mojego poprzedniego zajęcia. Cały czas czułam na sobie jego palący wzrok. 

*oczami Harry'ego*

Wstałem od stolika by podejść i poprosić o rachunek. Gdy zobaczyłem odwracającą się do mnie ślicznotkę myślałem, ze zaraz tam padnę. Spodziewałbym się prawie każdego, ale jej to na pewno nie. Wydawało mi się, że nigdzie nie pracuje, a zwłaszcza nie tu. 
- H-Holly... - zacząłem, ale ona mi przerwała i wyszła. Wróciła z kobietą, która nabiła na kasie moją i pozostałych towarzyszy kwotę do zapłacenia.  Cały czas patrzyłem na brunetkę i na jej każdy ruch. Była skupiona, ale wyraźnie poddenerwowana moją obecnością tutaj. Wiedziałem, że czuła na sobie mój wzrok. Widziałem jej lekko zarumienione policzki, bo zazwyczaj rozpuszczone włosy, które zakrywały jej twarz, były luźno spięte w koka. Skierowałem się z powrotem do stolika, a moją minę jako pierwszy skomentował Zayn. 
- Wyglądasz jakbyś ducha zobaczył. - przyjrzał mi się. - Wszystko dobrze? 
- T-tak. - wyjąkałem. - Nie zgadniecie kogo przed chwilą spotkałem.
- Taylor? - zapytał Niall. 
- Nie. Co? Jaką Taylor? 
- Swift? - dorzucił Louis przypominając mi o niej. 
- Nie! - powiedziałem podirytowany i przez moje ciało przebiegł niemiły dreszcz na myśl o niej. Horan jako jedyny mądry spojrzał w stronę lady na dziewczynę, która właśnie podawała herbatę klientowi. 
- Cholera jasna. - skomentował. 
- No właśnie. - mruknąłem. Reszta spojrzała w miejsce gdzie patrzył. Wyczuła, że ktoś ją obserwuje, więc podniosła i gdy spotkała nasze spojrzenia, lekko się speszyła, przewracając oczami i odwracając się plecami do nas. 
- Tyłek ma niezły. - dodał swoje trzy grosze Malik. 
- Już jej to powiedziałem. - odparłem i wyszczerzyłem się do nich wyraźnie z siebie zadowolony. 
- Gratuluje dobrego posunięcie się. - poklepał mnie w ramie Louis. - A teraz pomyśl co zrobić dalej, żeby się do Ciebie przekonała, bo na razie marnie Ci to idzie. - dopowiedział, a ja się skrzywiłem. Miał rację. Oprócz mojego narzucania się, to nic za bardzo nie ruszyłem z tą sprawą.

*oczami Holly*

- No na dzisiaj to tyle. - powiedziała do mnie Izabel po 18. Dała mi mój harmonogram i chwilkę pogadałyśmy. - Mogę Ci zadać dosyć nietypowe pytanie?
- Pewnie, o co chodzi? - zapytałam i lekko się uśmiechnęłam, żeby dodać jej otuchy. Bardzo chciała się czegoś dowiedzieć, ale bała się chyba mojej reakcji. Sięgnęłam po płaszcz i zaczęłam go zakładać, wyczekując, aż się zapyta. 
- Czemu Harry Styles się dzisiaj na Ciebie tak dziwnie patrzył? 
Zamurowało mnie. Ona też to zobaczyła? "A jak inaczej? Przecież stała na przeciwko niego, a on cały czas się na Ciebie gapił!" Dobra, siedź cicho. 
- Ymm... Nie wiem. Może mnie skojarzył z tego karaoke. 
- A no tak. Śpiewałaś z nim. Zapomniała. - lekko walnęła się otwartą ręką w czoło. Ona też tam była?
- A czemu pytasz? 
- Tak z ciekawości. Myślałam, że się znacie. 
- Nie. - zaprotestowałam od razu, zapinając ostatnie guziki. - Dobra to ja lecę. - założyłam torebkę na ramię. - Do... - spojrzałam na podarowany mi plan. - ...jutra. - uśmiechnęła się do mnie i pożegnałyśmy się. Skręciłam w prawo i cały czas kierowałam się prosto. Jak dobrze, że mieszkam niedaleko. Nie będę musiała wychodzić godzinę wcześniej.

***

Weszłam do domu zmęczona po ciężkim dniu. Jeszcze za chwilę miałam iść ćwiczyć z Melanie. Z chęcią wyrwałabym się z tego wszystkiego i wyjechała gdzieś. Usłyszałam roześmiane głosy. Weszłam do salonu i zobaczyłam Jacksona z Emily, którzy siedzieli na kanapie i gadali z Alex, Chloe oraz... Harry'm. Chyba złoże wniosek o prześladowanie... "Jeszcze powiedz, że Ci się to nie podoba." Coś mówiłam, że nie masz się odzywać. "Kłamiesz samą siebie." Nie prawda! 
- Cześć siostrzyczko. - podszedł do mnie brat i uścisnął, tym samym wyrywając moje myśli z pola bitwy z wewnętrznym głosem. 
- Hej, jak tam u was? - powiedziałam i poszłam z nim na kanapę, gdzie zajęłam miejsce obok Styles'a. 
- U nas dobrze. W sumie jeżeli są już wszyscy to możemy przejść do tematu, z którym tu do was głównie przyjechaliśmy. Cieszę się Harry, że zgodziłeś się przyjechać. Trochę nam to oszczędzi czas. - Aha! To on go tu zaprosił!
- O co wam chodzi? - popatrzyłam na niego zdezorientowaną miną. Jego narzeczona wyciągnęła z torebki białe koperty. 
- Chcielibyśmy was oficjalnie zaprosić na ślub. - powiedział wstając, a my powtórzyliśmy ten gest. Rozdarł nam zaproszenia. - Oczywiście z osobami towarzyszącymi. - mrugnął w naszą stronę. 

*oczami Harry'ego*

Na początku nie wiedziałem kompletnie po co Jackson kazał mi przyjechać do mieszkania dziewczyn. Myślałem, że może się coś stało. Po wyjaśnieniu o co chodzi, odetchnąłem z ulgą, że to nic strasznego. 
- Ojejku, nawet nie wiecie jak się cieszę! - powiedziała uśmiechnięta Holly. Podeszła do nich i mocno uścisnęła. 
- Ślub jest w Los Angeles? - zapytała zdziwiona Alex. Spojrzałem na zaproszenie i szybko je przestudiowałem. Faktycznie. W sumie nie dziwie im się. Gdybym się żenił zimą też bym wybrał jakiś ciepły kraj. Brunetka oderwała się od swojego brata i jej przyszłej szwagierki. 
- Czemu w Los Angeles? - zapytała tak samo zdziwiona jak jej przyjaciółka. 
- Stwierdziliśmy, że będzie o wiele lepiej tam. A to źle? 
- Nie! Ja nic nie mówię, po prostu jestem w szoku. Super! - powiedziała uradowana. - Będę mogła sobie przypomnieć miejsca z dzieciństwa. - dodała. 
- I będziesz mieć o wiele więcej czasu. - dodała stojąca obok niego blondynka. 
- Jak to? - zmarszczyła brwi. 
- Bo od razu jak zacznie Ci się przerwa w nauce jedziesz z nami. Najpierw na tydzień do Kalifornii, a potem do LA. 
- Co? Nie. Nie mogę. Muszę zostać przynajmniej do 1 lutego, bo mam do dokończenia parę prac. 
- Oj nie przesadzaj...
- Naprawdę! Zrobię co mi się uda. Najwyżej dolecę do was trochę później. - przerwała bratu. - Obiecuję, że zjawię się co najmniej tydzień przed ślubem. - przyłożyła rękę do serca. 
- Innego wyjścia nie masz. - dźgnął ją w bok, a ona przewróciła oczami. Złożyliśmy im najszczersze gratulacje z zawieranego związku, po czym powiedzieli, że muszą się już zbierać. Brunetka spojrzała na zegarek. 
- No ja też muszę się iść przebrać. Zaraz jestem umówiona z Melanie. 
- Podwieźć Cię? 
- Nie dziękuje, lećcie już, bo się spóźnicie! 
- A właśnie Holly. - odwróciła się Emily do niej. - Chciałabym żebyś pomogła mi w wyborze sukienki. Zamówiłabym ją w Londynie, a odebrałabym w LA, co ty na to? 
- Oczywiście! Z miłą chęcią. - odpowiedziała z uśmiechem. 
Wreszcie się pożegnali, a gdy zamknęła za nimi drzwi wystrzeliła jak z procy do pokoju, krzycząc za sobą, że jest już spóźniona. 
- No ja też muszę się zbierać. - powiedziałem do dziewczyn, które stały ze mną w salonie. Skierowałem się do małego korytarza i zacząłem ubierać kurtkę, kiedy do pomieszczenia wbiegła brunetka, związująca włosy w koka i zakładając szaro-neonowe Nike'i. 
- Może Cię podwiozę? - zaproponowałem. 
- Nie, dziękuje. Nie chce Ci robić problemu. 
- Ty? Nigdy. - podałem jej okrycie wierzchnie. - Zakładaj płaszcz i jedziemy. - wykonała moje polecenie i szczelnie opatuliła się szalikiem. Zeszliśmy na dół i skierowaliśmy się na parking na tyłach budynku. 
- Naprawdę nie chcę Ci sprawiać problemu. To Ci całkiem nie po drodze. 
- Ojejku przestań tyle o tym gadać. Nie chcę żebyś była chora, tym bardziej jeżeli niedługo jest ślub twojego brata. 
- No dobra. - mruknęła i otworzyłem jej drzwi od strony pasażera wskazując ręką, żeby wsiadła. Podszedłem na drugą stronę kierowcy i wsiadłem. 
- Na jaką salę? 
- Wellstone. 
Popatrzyłem na nią z uśmieszkiem. 
- Ile lat mieszkasz w Londynie?
- Sporo. Urodziłam się, mieszkała może z 5 lat i tak jakoś 3 lata temu wróciłam, a co? 
- To słabo znasz się na własnym mieście. Jadąc do mnie przejeżdżamy obok. 
- Naprawdę? - zapytała zdziwiona. 
- Tak. Przydałby Ci się przewodnik. - powiedziałem i dałem jej do zrozumienia, że chodzi mi o mnie. 
- Dzięki, ale ogarnę to jakoś sama. 
Jechaliśmy w ciszy, którą przerywała muzyka dochodząca z radia. Przy piosence Edd'a Sheeran'a "Little Bird" zaczęła lekko wystukiwać palcami rytm.
- Lubisz tą piosenkę? - zapytałem widząc, że dziewczyna prawie nie zauważalnie nuci ją pod nosem. 
- Uwielbiam. Jedna z moich ulubionych. - uśmiechnąłem się do niej. 
- Moja też.
Chciałem ją poprosić, żeby zaśpiewała, ale wiedziałem, że odmówi. Pomimo tego, że słyszałem jak śpiewa nadal miała jakieś skrupuły, żeby ponownie zaprezentować swój cudowny talent wokalny. 
Podjechaliśmy pod salę, odwróciła się w moim kierunku i popatrzyła na mnie swoimi hipnotyzującymi niebieskimi tęczówkami i poprawiła opadające na twarz włosy. Przegryzłem wargę widząc ten mały, ale niesamowity ruch. 
- Dziękuje za podwózkę. 
- Nie ma za co. Zawsze do usług. 
Uśmiechnęła się i kiwnęła głową na pożegnanie. Miałem nadzieję, że inaczej się ze mną pożegna.. "To czemu ty się z nią nie pożegnałeś w upragniony sposób, kochasiu?" Cicho. 
Odprowadziłem ją wzrokiem do drzwi i ruszyłem kiedy zniknęła z mojego widzenia, obmyślając plan działania.
Zaprosiłbym ją gdzieś.. "Gdzie?" Tego jeszcze nie wiem, ale ty się w to nie wtrącaj. "Może na twoje urodziny?" Moja wewnętrzna intuicja chyba zgłupiała. "Doprawdy?" Tak. Zmarszczyłem brwi chwile myśląc. Czekaj, czekaj... Zaproszenie jej na urodziny, które miałyby być za dwa tygodnie to nie taki głupi pomysł. W tym czasie mógłbym trochę podziałać... "Czy coś wspominałeś, że twoja wewnętrzna intuicja zgłupiała?" Nie wcale... Może tylko trochę.. Przecież wiadomo, że ONA SIĘ NIE ZGODZI...
"Zaproponuj wspólne pójście na ślub..." A to jest już lepsze..


1 komentarz:

  1. Świetny rozdział! Chcę następny ^^ xd
    Zapraszam też do siebie :)
    http://aint-it-fun-live-in-the-real-world.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń